piątek, 29 kwietnia 2016

Od Ashton'a CD. Heather

                       Puściłem Heather przodem, by pośmiać się skrycie z jej niezdarnej próby wspięcia się na gzyms. Jednak podejrzewałem, że poszło jej o wiele lepiej niż za pierwszym razem. 
- Nie jestem aż tak niezdarna jak myślisz - mruknęła piorunując mnie wzrokiem, jakby czytała mi w myślach. Co tylko podsycało chęć na bycie przy niej coraz, coraz bliżej i jak najczęściej; nie ma nic przyjemniejszego od obserwowania gruboskórnej dziewczyny, która jest w stanie wydrapać ci oczy, a sekundę później przykleić się do ciebie jak guma do buta. Będąc już na szczycie usiadła w siadzie skrzyżnym, opierając się o proste ręce, które ułożyła za sobą, a ja korzystając z okazji położyłem się na plecach, kładąc głowę tam, gdzie miała skrzyżowane kostki. Od razu zmieniła pozycję, opierając łokcie o kolana, podpierając głowę na jednej dłoni. Druga swobodnie zwisała z kolana trącając lekko moje ramie. 
                     To była ta chwila, gdzie każde z nas nie wiedziało co powiedzieć, lub też najzwyczajniej nie miało o czym. O bogowie, co ja opowiadam? Było tyle tematów, które moglibyśmy omówić, od własnych historii po historię naszych pierwszych rybek. Moglibyśmy spędzić całe dnie siedząc i rozmawiając o wszystkim, ależ żadne z nas nie chciało. Lepiej było rozkoszować się chwilą spokoju, samotności, wsłuchując się we własne oddechy, bicia serc i jęki Zimnych. Jak każda przyjemna chwila i ta zaczęła się dłużyć, stawała się coraz to przyjemniejsza i bynajmniej nie przez pogodę. Sam nie wiem kiedy i po jakim czasie odpoczynku dziewczyna zaczęła bawić się moimi włosami. Nawijała sobie je na palce, przeczesywała, drapała skórę głowy, co było to tak wykurwiście przyjemne, że komentowałem pieszczoty cichymi pomrukami. Zupełnie jak kot. Przymknąłem oczy z nadzieją na nadejście snu, jednak nie zanosiło się na to, bym usnął zwłaszcza, gdy ciemnooka zaczęła trząść się, dusząc śmiech. Otworzyłem oczy, krzywiąc się. Zauważyłem, że Pani Rzepa nachyliła się bardziej, a jej gęste włosy opadły po każdej stronie tworząc żywą kotarę. Pomimo regularnego oddechu, miałem wrażenie, że serce pozostawi mi na żebrach sińce, jeśli nie zwolni tempa. Znowu to samo. Znowu chciałem przylgnąć do jej ust ilekroć znajdowała się tak blisko.
               Po raz kolejny wykorzystałem ułożenie dziewczyny i podnosząc się energicznie, cmoknąłem ją i natychmiast wróciłem na swoje miejsce obserwując reakcję. 
                  Jej oczy, które po cmoknięciu automatycznie się przymknęły były przez chwilę zamknięte, a usta zacisnęła w wąska linię. I choć włosy zasłaniały delikatne promienie słońca na jej twarzy, udało mi się dostrzec cień uśmiechu.
- Chyba powinnam się wreszcie przyzwyczaić, że nie da się przed tobą uciec - powiedziała w końcu przerażająco spokojnie z szerokim uśmiechem, który w niemalże niezauważalny sposób próbowała opamiętać. 
- Och, nie uciekłabyś przede mną nawet gdybyś chciała.

<Heather? Jest bo jest... ale jest>

czwartek, 28 kwietnia 2016

Od Heather CD. Ashton'a

                    Rozbawienie ogarnęło moje ciało, gdy odprowadzałam spojrzeniem Głupiego i Głupszego w stronę ich pokoju. Aż cisnęło mi się na usta, żeby wykrzyknąć w ich stronę ,,Lubrykant jest w toalecie, pierwsze drzwi po lewej", ale, jak to pięknie ujęła moja ruda podświadomość przymknęłam jadaczkę bo nie będziesz się, kurwa, bawić w ich gierki, bo, znając Twoje szczęście, skończyć w trójkącie. 
                               Po chwili jednak przestałam zastanawiać się nad pijanymi, do tego zazdrosnymi kolegami, a całą swoją uwagę ponownie skupiłam na szatynie, a bardziej na słowach, które wypłynęły z jego ust. Ust, które przed chwilą smakowałaś, a, przypominając Twoje własne słowa, Border, ,,Nie możemy tego powtórzyć". Wiesz, mój przefarbowany z blondu w czarny skrzacie, tak właściwie przed chwilą to powtórzyliście! Rudowłosa zarzuciła cholernym gniazdem kudłów i cmoknęła z niezadowoleniem, po czym splotła ręce na piersi i skierowała swój nos w górę, co miało w bardzo dorosły sposób pokazać mi, że jest obrażona na amen. Zbagatelizowałam jej próbę pokazania, że cokolwiek obchodzi mnie jej zdanie, i spojrzałam na twarz szatyna. W międzyczasie, Bóg jeden wie jak, zaplotłam ręce na jego karku, co on skwitował położenie swoich dłoni na moich biodrach. I, oczywiście, zamiast spojrzeć mu w oczy, spoglądałam w jego usta, marząc o ich miękkości i smaku, i uświadamiając sobie, że zaczynam się od niego powoli uzależniać.
                               Dzyń, dzyń! Zielonooka klasnęła w dłonie, obrzucając mnie spojrzeniem, jakbym była kupką łajna a nie jej właścicielką (bo bądź co bądź ta szuja to dalej moja podświadomość). Jak to było po wyjściu ze Spectrum? Nigdy więcej grup? Zaczynam coraz bardziej wątpić w Twoją słowność, Heather. Tak na to patrząc, moja podświadomość miała całkowitą rację, co przyznałam jej z wielkim bólem serca. Naprawdę, wielkim, bo powoli zaczął zahaczać o zawalny a w końcu agonialny ból. Może nie powinnam pozwalać Ashtonowi zbliżyć się do mnie, pozwolić mu wkroczyć do mojego życia. Już to zrobił. Przypomniała mi, bardzo usłużnie, rudowłosa. Miała rację. Już to zrobił, bo, jakkolwiek chciałabym temu zaprzeczyć, nie jestem pewna, czy poradziłabym sobie po jego stracie. Proszę państwa, koleżanka Heather przywiązała się do człowieka do tego stopnia, że czuje przy nim motylki w brzuchu w niecałe trzy dni.
                               Z westchnięciem uświadomiłam sobie, że od paru minut po prostu gapię się w usta szatyna, zagłębiona we własnych rozmyśleniach, więc szybko, lekko speszona, uniosłam wzrok i spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem, postanawiając w końcu mu odpowiedzieć.
- Owszem - prychnęłam pogardliwie, odgarniając czarne włosy lewą ręką, która natychmiastowo po tej czynności wróciła na swoje miejsce, to jest kark błękitnookiego. - Ty jesteś uległy. - Mruknęłam z lekkim uśmiechem, na co Ashton parsknął, lekko pogardliwie, po czym otworzył usta by coś powiedzieć. Ścięłam go jednym, dość wściekłym i znaczącym spojrzeniem, co miało znaczyć, że lepiej dla niego, żeby przymknął jadaczkę. - Jeszcze jedno słowo, a śpisz z Krisem. - Burknęłam, przechodząc z nogi na nogę, niby przypadkowo przysuwając go do siebie. Dopiero teraz poczułam na plecach zimną fakturę ściany, na którą, dość brutalnie i niespodziewanie zostałam pchnięta. Uśmiechnęłam się, widząc zmieszanie na twarzy szatyna i gwałtowny zanik zawadiackiego uśmiechu - Cóż, z dwojga złego, chyba wybrałabym Toma do spania w łóżku. - Powiedziałam z uśmiechem, na co szatyn szybko zareagował, przyciskając mnie do ściany i wpijając się w moje usta, równie gwałtownie i namiętnie co parę minut temu. W tym samym momencie usłyszałam gdzieś z prawej dość głośne 'TAK!', a tembr głosu przypasowałam Tomowi. Zaśmiałam się w usta szatyna, odsuwając się od niego na moment, co on wykorzystał, by przenieść pocałunku na moją żuchwę. - To tylko hipotetycznie, Tomie! - Wykrzyknęłam w stronę głosu, głaszcząc szatyna po karku. - I tylko spać, mój drogi. - Dodałam, mrucząc cicho, gdy Ashton tyrpnął moje ucho nosem. Nawinęłam sobie jego włosy na palca. - No i wolałabym zdechnąć, niż spać z którymś z was w jednym pomieszczeniu. A co dopiero łóżku. - Rzuciłam jeszcze ostatni raz, nim usta Ashton'a ponownie odnalazły moje i zatopiły się w nich, tworząc coś z praktycznie niczego. Usłyszałam jęknięcie zawodu i uderzenie czegoś o drzwi, po czym głuchy śmiech, które również znalazły swoje źródło w pokoju Głupiego i Głupszego. Zaśmiałam się ponownie.
- Dach. - Mruknął rozbawiony szatyn, po czym złapał moją dłoń i pociągnął mnie w stronę miejsca, gdzie to wszystko się zaczęło.

<Ash? *mina pedofila*>

czwartek, 28 kwietnia 2016

Od Ashton'a CD. Heather

             Mieszanka żalu i wyrzutów sumienia ścisnęła mnie za serce, kiedy obserwowałem dziewczynę z twarzą zakrytą dłońmi. Może nie rozumiałem jej w stu procentach, bo nigdy nie znalazłem i raczej nie znajdę się w takiej sytuacji, ale po części wiedziałem co czuje. Banda facetów traktująca dziewczyny jak przedmiot, który można na chwilę przywłaszczyć, a później porzucić, jakby był już bezużyteczny... kto by się nie wkurwił i nie załamał? 
W końcu ruszyłem się z miejsca siadając tuż przy brunetce. Byłem gotowy na przyjęcie ogromnej ilości żalów, skarg, może i nawet łez, ale z ust dziewczyny nie wydostało się nawet ciche jęknięcie. 
- To co? - westchnąłem ciężko, rozciągając kręgosłup, a wykorzystując sytuację objąłem dziewczynę. - Dach? - zaproponowałem miejsce, które za jakiś czas będzie oficjalnie uznane za naszą miejscówkę. 
                 Brunetka zamruczała pod nosem, co miało być oznaką na 'tak', więc w uśmiechem na ustach złapałem ją za nadgarstek i wspólnie przekroczyliśmy próg drzwi. W tedy, jak na zawołanie coś mnie tknęło. I to było dokładnie to samo, co zmusiło mnie do pocałowania Heather piętro wyżej . Chciałem się opanować, gdyż ceniłem słowa dziewczyny.
"Nie możemy tego powtórzyć".
                     Choleraa jasna, dlaczego to było tak trudne? Wystarczyło wziąć głęboki wdech, uspokoić się, po prostu ochłonąć. Jednak pokusa była zbyt silna. Nie zważając na nic dookoła, pociągnąłem dziewczynę tak, że zatoczyła się, wpadając na ścianę obok, a ja jak przy tańcu podążyłem za nią kończąc na przybiciu jej do chłodnej powierzchni. Opierając łokcie na wysokości jej głowy odciąłem jej drogę ucieczki, choć nie wyglądała na taką, która chciała się wydostać. Otworzyła tylko usta, jakby zamierzała zaprotestować, jednak ledwie zdążyła nabrać powietrza, a nachyliłem się zamykając nasze usta w namiętnym pocałunku. Ręce które miały mnie zatrzymać zastygły w powietrzu trwając tak przez krótszą chwilę. Z czasem, kiedy to każde z nas oddawało coraz to namiętniejsze pocałunki szczupłe dłonie podążyły wyżej, by objąć moje policzki, a następnie wplątać się we włosy. Im dłużej tak staliśmy, tym bardziej miałem wyjebane na otoczenie.                                            Moglibyśmy stać nawet w centrum zatłoczonego miasta, byle by nie przerywając kontaktu między sobą. Niestety każda bajka nie trwa wiecznie. Heather przerwała nagle odrywając nasze usta od siebie z ciężkim oddechem. Nie musiałem podążać za jej wzrokiem, by wiedzieć, co było przyczyną jej zachowania. Momentalnie poczułem na sobie spojrzenie Krisa i Toma.                                           Przekręciłem lekko głowę w ich stronę; chciałem odezwać się pierwszy, jednak niższy mężczyzna mnie wyprzedził.
- Jeśli już macie wpychać sobie nawzajem języki do gardeł, to róbcie to gdzie indziej, a nie w przejściu, okay? 
I tyle ich widziałem, ponieważ sylwetki obojga szybko zniknęły zza drzwiami przydzielonego im pokoju. Szczerze powiedziawszy było mi to na rękę. Znowu zostałem z ciemnooką sam na sam. Spojrzałem na nią z szelmowskim uśmieszkiem ciekawy jej reakcji. 
- Jesteś strasznie uległy - stwierdziła, równie uśmiechając się chytrze.
- Ja jestem uległy? - Spytałem, parskając śmiechem i nawiązując do pocałunku sprzed chwili, któremu się nawet nie oparła. Czekając na jakąkolwiek reakcję wpatrywałem się prosto w ciemne oczy, w których dało się dostrzec własne odbicie. 

<H.? ( ͡° ͜ʖ ͡°)>

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Od Heather CD. Ashton'a

                     Byłam gotowa rozszarpać obu tych facetów. Na miłość boską, jest noc - powinnam dalej spać, ale nie, ja muszę użerać się z jakimiś śmierdzącymi, niewymiarowymi, cholernymi facetami, do tego nabuzowanymi testosteronem, kurza twarz! Byłam wściekła jak diabli, przysłuchując się ich dennej paplaninie, która miała być niby wymówkami, a tak naprawdę dalej starali się, mówiąc kolokwialnie, zaciągnąć mnie do łóżka. Czy oni nigdy nie widzieli dwudziestoletniej dziewczyny? Idzie z nimi kurwicy dostać, przysięgam. 
                    Uniosłam wściekłe, czarne spojrzenie, które zabłądziło po całym pokoju, nie omijając podnieconych o obrzydliwych spojrzeń znajomych szatyna. Spojrzałam na szczupłą sylwetkę wyżej wymienionego, widząc, że i on jest na granicy wybuchu. Trzymał zaciśnięte pięści, a cała jego postura wręcz emanowała irytacją. Westchnęłam cicho i wypuściłam powietrze z płuc, przenosząc rozjuszone spojrzenie na ziemię, co przyczyniło się do zakrycia mojej twarzy kępami czarnych włosów. Odetchnęłam parę razy dla uspokojenia, żeby się na nich nie wydrzeć, po czym podniosłam energicznie głowę, na usta przyjmując najbardziej zołzowaty uśmiech jaki tylko miałam w zanadrzu. Zaczesałam gęste, czarne włosy, po czym wbiłam swoje czarne spojrzenie w dwóch, śliniących się w moją stronę matołów. 
- Powiem jedno. I powiem to bardzo spokojnie bo ja tu nie jestem od denerwowania się. - Odezwałam się spokojnym, niby rozbawionym głosem, który nie wróżył niczego złego, ba, on mógłby ujść na oznakę jakiegoś kompromisu czy też pójścia na ugodę. Głowa Ashtona wystrzeliła w górę, a spojrzenie jego ciemno błękitnych oczu wbiło się w moje ciało. Na ustach szatyna zagościł zawadiacki uśmiech, a w jego gałkach ocznych zatańczyły rozbawione iskierki, jakby zdawał sobie sprawę z tego, w jakie gówno wdepnęli koledzy wkurwiający. -  Albo stąd wyjdziecie albo osobiście wypierdolę was na zbity pysk na ulicę pełną Zimnych. - Na mojej twarzy wyskoczył najbardziej psychopatyczny uśmiech, na jaki było mnie stać.  Mimo to, ton mojego głosu pozostał spokojny i opanowany, jakbym prowadziła rozmowę przy grze w karty a nie wyrzucała na zbity pysk dwóch napaleńców. - I nie jestem agresywna. - Dodałam, gdy usłyszałam to określenie wychodzące z ust blondyna w postaci mamrotania, gdy wychodził wraz z towarzyszem z mojego - naszego pokoju. 
                       W momencie, w którym drzwi trzasnęły za niechcianymi gośćmi, warknęłam gardłowo i opuściłam ręce, rozwścieczona. Usiadłam z impetem na materacu, zaplatając ręce na piersi. Byłam zła i cholernie zmęczona, a to wszystko wmieszane w Heather nie było specjalnie korzystne dla mnie i dla otoczenia. Usłyszałam ciche westchnięcie gdzieś z lewej strony, po czym ktoś usiadł obok mnie, obejmując moje ciało swoim ramieniem.
- Nienawidzę ich, Ash. Brzydzą mnie bardziej niż strażnicy Spectrum. - Jęknęłam niezadowolona, kładąc głowę na ramieniu szatyna. Chłopak zachichotał, po czym przeniósł ramiona na moją talię, zaciskając je zaskakująco mocno. Nim zdążyłam się zorientować, pociągnął mnie za sobą, kładąc moje ciało na swoim. Sięgnął po okrycie, którym zakrył nas oboje, po czym otulił mnie ramionami, jakbym była małym dzieckiem. 
- Jest ranek, Heather. - mruknął do mojego ucha, przez co po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz. Mimowolnie wtuliłam się w jego ciało, które wydzielało tak duże pokłady ciepła, że chciałam tak zostać do końca mojego życia. Westchnęłam głośno, chowając głowę w zagłębieniu szyi szatyna, na co on mruknął cicho. - Możesz jeszcze się zdrzemnąć. - Dodał, uśmiechając się lekko, przy czym pokazał też swoje urocze dołeczki w policzkach. - Przysięgam, że będę czuwał, żeby nikt nie przerwał Twojego snu.
- Jesteś głupi. - Mruknęłam cicho, powoli zatapiając się w krainie Morfeusza. - Ty też śpij. - dodałam sennie. - Jestem dużą dziewczynką, Ash, sama mogę o siebie zadbać... - nim zdążyłam dodać choć słowo, osunęłam się z rampy wprost do krainy moich fantazji, czując ciepło bijące od ciała szatyna i wsłuchując się w jego bicie serca.
***
- Słyszeliśmy. - Odezwali się niemal przerażająco synchronicznie, przez co po moich plecach przeszły ciarki, gdy tylko, w towarzystwie szatyna, po niemal trzech godzinach, wparowaliśmy do kuchni. Rzecz jasna, na stole leżał alkohol, którego dało się wyczuć niemal na kilometr.
- Słyszeliście..? - Spytałam jak idiotka, przypatrując im się w ten sam sposób. Uniosłam brew do góry przyglądając się parze przygłupów z wzrokiem bazyliszka. Szczerzyli się do mnie przerażająco, ukazując swoje pożółkłe zęby. W międzyczasie, zachowując moją prywatną granicę, usiadłam przed nimi, zakładając nogę na nogę. Szatyn za to otworzył szafkę, w poszukiwaniu jakiejś przekąski, kątem ucha słuchając naszej konwersacji. 
- Słyszeliśmy. - Powiedzieli po raz kolejny, po czym, znów w idealnej harmonii odwrócili się w stronę szatyna, który stał obok szafek, przerzucając zdziwione spojrzenie ze mnie, na swoich gości to znów na mnie. 
- Gratulujemy, Ashton. - Odezwał Kris, a Tom pokręcił energicznie głową na tak. - Ujarzmić taką sztukę? To dopiero wyczyn! - Wykrzyknął rozbawiony, przypatrując mi się łakomie. Uniosłam pytająco brew, nie do końca rozumiejąc, o co im chodzi. 
- A skoro Ty już ją zaliczyłeś, może teraz nasza kolei? - Dodał Tom z tym swoim parszywym uśmieszkiem, łapiąc mnie za łydkę pod stołem. Zaspany umysł dalej nie rozumiał, o co im chodzi, ale powoli zaczynał się rozjaśniać, pokazując sprawę prosto z mostu.
- No właśnie, właśnie, Ashie! - wykrzyknął Kris, praktycznie pożerając mnie wzrokiem. Nie podobał mi się kierunek, w którym zmierzała na konwersacja. Umysł zaczął powoli podsyłać mi prawdopodobne informacje, o czym te dwa matoły do mnie mówią. - Trzeba się dzielić ze starymi przyjaciółmi, nie?
                      Wtedy dotarło do mnie to, o czym mówią. Naprawdę myśleli, że się pieprzyliśmy? I do tego chcieli mnie traktować aż tak przedmiotowo? Mam nadzieję, że się przesłyszałam z tym 'dzielić się'. Jednak to i tak było dla mnie o wiele za dużo. Każda komórka mojego ciała wrzeszczała wściekła, chcąc zamordować mężczyzn siedzących obok mnie. Po tym, że Ashton wciągnął gwałtownie powietrze, zorientowałam się, że i on zrozumiał, o czym jego znajomi mówią. Zacisnął pięści i już chciał się odezwać, ale postanowiłam go powstrzymać jednym ruchem dłoni.
- Dobra. Mam dość. - Warknęłam wściekła, podnosząc się na równe nogi. Serce obijało się o moje żebra, wystukując rytm czystej wściekłości, ale, szczerze mówiąc, miałam to całkowicie w dupie. Stolik zatrząsł się w posadach, jakby miał zaraz legnąć pod moimi nogami, a krzesełko, na którym siedziałam, poleciało pod wpływem siły na ziemię. W błyskawicznym tempie wyciągnęłam spod stołu łuk wraz ze strzałą i naciągnęłam cięciwę, po czym, w dosłownie ułamkach sekund, strzeliłam nią pomiędzy głowy naszych towarzyszy, upewniając się, że poczują pęd powietrza, jaki wytwarzała przy sobie amunicja. Dmuchnęłam w kosmyki swoich czarnych włosów, które poleciały na moją twarz, po czym odezwałam się grobowym tonem - Żeby to był ostatni raz. Ostatni. 
                      Zmierzyłam obojga wściekłym spojrzeniem, po czym odwróciłam się na pięcie, wychodząc z kuchni z łukiem przewieszonym przez plecy. Wściekłość buzowała w moich żyłach, nie dając mi ani chwili odpoczynku. Wpadłam niczym tornado do pokoju, w którym spałam z Ashtonem i przysiadłam na materacu, odrzucając broń w kąt pokoju. Nie minęło parę sekund, a w progu pomieszczenia pojawił się szatyn, spoglądając na mnie z lekkim uśmiechem. Odwzajemniłam gest i schowałam twarz w dłonie, wykończona dzisiejszym dniem. I jutrzejszym. I kolejnym. W ogóle, życiem, jeśli miałam dzielić dach z panami Chcę-Cię-Tu-I-Teraz.
Ashton?XD

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Od Ashton'a CD. Heather

                Otwierając szuflady w poszukiwaniu zapałek jednocześnie próbowałem dogadać się z Heather na co ma ochotę. Wymieniałem kolejno nazwy potraw z puszek, jednak ta nie potrafiła zdecydować i skończyło się na tym, że nazwę "Pulpet w pomidorach" przeczytałem około sześć razy. 
- Możesz się w końcu zdecydować? - spytałem błagalnie wyciągając parę sztuk patyczków z siarką. Wiedziałem, że robi mi na złość, mimo tego powtarzałem nazwy potraw i pytanie do znudzenia, jakoś nie potrafiłem się na nią gniewać. Po paru minutach droczenia się ze sobą udało się wspólnie dojść do tego, co zjemy. Padło na coś, co na obrazku przypominało leczo, z wyblakłych liter wyczytałem jeszcze, że jest tam parę warzyw i trochę mięsa wołowego. Całość zalana czymś, co oboje wzięliśmy za sos pomidorowy. I niech tak zostanie. 
                    Podczas przygotowania posiłku i w trakcie jedzenia rozmawialiśmy o takich głupotach, że większość zapomniałem po paru minutach. Co chwilę zmienialiśmy temat, ale paradoksalnie nie rozmawialiśmy non stop. Po wyczerpaniu tematu zapadała głucha cisza i tylko brzęki łyżek dawały znać o naszym istnieniu. W każdym razie śniadanie nie było takie złe, choć byłem przekonany, iż data produktu przekroczyła ważność o parę tygodni. Albo po prostu nie znam się na kuchni. W sumie nie bez powodu przyszykowałem puszkowe żarcie. Naczynia ułożyłem w stosik i wrzuciłem do zlewu. Już miałem dogryźć ciemnookiej, kiedy usłyszałem chłodny głos Heather, jednak z nutą strachu.
- Ashton. - Podniosłem głowę, marszcząc brwi i mrucząc coś pod nosem, wycierając ręce w spodnie. - Na zewnątrz są jacyś ludzie - powiedziała, a jej ciało odsunęło się od szkła, jakby nie chciała, by ją zauważono; w tym samym momencie znalazłem się przy niej zaglądając zza jej ramienia. 
                Para mężczyzn właśnie przechodziła przez drewniany płot. Chudy blondyn ubrany w kurtkę lotniczą, zwykle szare spodnie i tenisówki już stał na naszym terenie i obserwował budynek. Jego oczy na parę sekund utkwiły w oknie, gdzie staliśmy my. Drugi - nieco grubszy właśnie próbował przekroczyć granicę pomiędzy śmiercionośną ulicą, a zacisznym ogrodem. Dopiero teraz zauważyłem, że obaj mężczyźni oddychają ciężko, jak po długim, wyczerpującym biegu. 
- Co oni tu robią? - spytałem sam siebie przypominając sobie owych ludzi. Wysoki blondyn i niższy brunet byli niegdyś moimi towarzyszami, kiedy miasto zostało zniszczone przez zarazę. Nie trzymaliśmy sie razem zbyt długo, bo tylko tydzień. To właśnie w tedy pokazałem im to miejsce. Widocznie musieli mieć niezłe problemy, skoro postanowili się tu schronić.
- Znasz ich? 
- Znam... niestety. Są... nieco nieobliczalni... - chrząknąłem przypominając sobie wszystkie ich pomysły. - Heather, posłuchaj mnie uważnie - złapałem dziewczynę za ramiona i nachyliłem się nieco, by nasze oczy znalazły się w równej linii. - Wyobraź sobie mężczyzn, którzy przez kilka lat nie mieli styczności z kobietami i nagle jak na pstrykniecie palcem - strzeliłem palcami przed jej nosem - owa płeć pojawia się. - Ciemnowłosa spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała, a jednocześnie wiedziała już wszystko. - Po prostu na nich uważaj. Są... są zdesperowani, zrobią wszystko, by...
             Tak jak myślałem nie miałem wiele czasu, więc nie zdziwiłem się, kiedy krzyki, nawoływania starych znajomych przerwały mi w pół zdania. Zakląłem głośno i oderwałem ręce od ramion brunetki po czym wyszedłem na główny korytarz, obracając się w kierunku piwnicy, gdyż właśnie z tamtą dobiegały głosy. Z każdą sekunda błagałem, by tak naprawdę była to banda Zimnych, by zamiast chłopaków zza zakrętu wyszli umarli. Nienawidziłem tej dwójki. Coś wewnątrz mnie mówiło mi, ze przy Heather będą jeszcze bardziej nie do zniesienia. Niestety moje prośby nie zostały wysłuchane.
                     Dlaczego? Spytałem się rozpaczliwie w myślach. Dlaczego akurat oni?
                     Po pojawieniu się Wysokiego, niego bardziej umięśnionego blondyna - Toma i niższego, grubszego Krisa, którego twarz zdobiła broda jak u nie jednego hipstera większość dnia nagle stała się niepotrzebna. Większość, naprawdę, większość czasu spędzonego z nimi było wyjęte od tak z życia. Pierwsze co zrobili po przedstawieniu się i prawie niezauważalnym podlizywaniu się Heather wyciągnęli oczywiście alkohol. No tak, nie widziałem ich tak dawno, że zapomniałem jak codziennie, od poniedziałku, do niedzieli wieczory były tylko przy piwie. Z początku mi to nie przeszkadzało, w końcu od czasu do czasu trzeba sobie zrobić małą odskocznie od rzeczywistości, ale żeby siedem dni w tygodniu? To między innymi jeden z powodów, dlaczego tak szybko się z nimi rozstałem. 
                   Całe popołudnie, polegało na opowiadaniu sobie śmiesznych historyjek, żartów, sięganie pamięcią wstecz, popijaniu piwa, to innego, mocniejszego alkoholu. Choć mówili tylko oni.
Przy chwili ciszy Heather, która spytała się mnie, jakby w transie
- Może my już pójdziemy do siebie? - Sądząc po jej minie chciała jak najszybciej stąd uciec. I dobrze, ponieważ ja też miałem tego wieczoru dosyć. 
- Tak - chrząknąłem i czym prędzej zniknęliśmy z salonu. Czułem się, jakby wyprano mi mózg. Obleśne żarty, przystawianie się do Heather, litry alkoholu, którego smakowali większości oni. Skąd w ogóle tyle wzięli? 
                 Po chwili zauważyłem Heather stojącą w drzwiach mojego... a raczej naszego pokoju z kluczem w ręku. Normalnie spytałbym się jej skąd ma złoty przedmiot, jednak przypomniałem sobie, że dałem jej go, kiedy wymknąłem się z nią na chwilę do przedpokoju. Widzicie, ten dzień był tak zły, że nawet zapominam o takich faktach. Usiedliśmy obok siebie i wpatrywaliśmy się w ścianę na przeciwko bez życia. Jak zombie. Przymknąłem oczy wzdychając ciężko za to Heather oparta łokciami o kolana zakryła twarz dłońmi. Zapewne wyglądaliśmy jak para dziadków po emeryturze. 
- Mam dość - jęknęła opierając się o mnie. 
- Nie tylko ty - westchnąłem ponownie obejmując ją. 
               Tak, tylko ja i ona, chwila sam na sam. Tego mi brakowało. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie nagły łomot pięści o drzwi. Zakląłem siarczyście, patrząc wymownie w sufit.
- Śpicie razem czy osobno?! Będą pikantne momenty?! Możemy popatrzeć?! Może sie przyłączymy?! A jak nie, to gdzie śpimy? Najlepiej obok, chcę wszystko słyszeć! - Chłopacy przekrzykiwali się nawzajem dobijając sie do drzwi o mało co ich nie wyłamując, a po chwili przekleństw Heather dołączyła do koncertu krzyków. Cały czas obserwowałem brunetkę, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą. Z jednej strony miałem napalonych dzikusów, a z drugiej porządnie wkurwioną kobietę, która bez wahania wyszarpała by im języki. Jakiś minus tej sytuacji? Byłem zamknięty na klucz w pokoju właśnie w rozwścieczoną Heather. Poczułem, jak uśmiecham się lekko. Kto by pomyślał, że dziś się szczerze uśmiechnę? Zaśmiałem się przypominając sobie minę dziewczyny po ujrzeniu dwójki. Wstałem z materaca i podszedłem do dziewczyny, z uśmiechem na twarzy objąłem ją w talii i oparłem podbródek o jej ramię, mrucząc do jej ucha:
- Spokojnie, ja się tym zajmę. 
            Bez większych emocji przekręciłem klucz i rzucając Heather ostatnie spojrzenie wyślizgnąłem się z pomieszczenia od razu zamykając drzwi i opierając się o nie. Kris z Tomem zamknęli swoje zasyfiałe twarze, oczekując na cokolwiek z mojej strony. Och, cisza, jak dobrze było znowu ją usłyszeć. 
- Po pierwsze - zacząłem, krzyżując ręce na piersi i patrząc się w podłogę - zamknąć mordy. Po drugie, na litość Boską co jest z wami? Zachowujecie się jak jakaś niedojebana dzicz - spojrzałem na nich z wyrzutem, choć doskonale wiedziałem, że zachowują się tak odkąd ich znam.
- Hej, a co z tobą? - zaśmiał się blondyn, marszcząc krzaczaste brwi. - Zmieniłeś się - podsumował. 
- Co? - spytałem zbulwersowany, ale szybko dodałem - nieważne. Chodźcie, pokażę wam te pokoje - mruknąłem wbijając dłonie w kieszenie i garbiąc się lekko wyminąłem mężczyzn. Stwierdziłem, że odesłanie ich do sypialni będzie dobrym pomysłem na uspokojeniu obydwu. Krocząc przez korytarz czułem parę oczu przykutych do moich pleców i słyszałem jak szepczą między sobą. Udałem, że niczego nie słyszę i zatrzymałem się na końcu korytarza. Naciskając klamkę przez chwilę wróciłem pamięcią do momentu z zaledwie wczoraj, kiedy to para frontowych drzwi obróciła się przeciwko mnie i nie otworzyła. I gdyby nie Heather dawno leżałbym na pół rozszarpany zdobiąc szkarłatną cieczą szary chodnik. Kolejna myśl, która wywołała lekki uśmieszek na twarzy.
- Proszę, mam nadzieję, że możecie spać we dwójkę w jednym. - Leniwie spojrzałem na obydwu i w tym samym momencie zalali mnie falą pytań. Czy fajna, czy już się przelizaliśmy, a może było między nami coś więcej? Ile się już znamy, czy mam co do niej jakieś plany? Tak, porwać, zgwałcić, zabić jak psa i zakopać w ogrodzie. Przetarłem twarz, udając, że tego nie słyszałem. Zachowanie Krisa i Toma było już powyżej moich nerwów. Większość pewnie pomyśli, że niezły ze mnie mięczak, że nie znam się na żartach, ale ja nie jestem typem faceta, który zaliczyłby wszystko co się rusza.
                   Tak zamyślony wróciłem do swojego pokoju. Podłoga lekko zaskrzypiała, kiedy stanąłem w progu. Zawiasy drzwi również nie pozostały cicho. Otwierając drzwi spodziewałem się dalej rozdrażnionej brunetki, jednak widok leżącej, zawiniętej w kokon mocno mnie zaskoczył, zwłaszcza, iż pora była jeszcze wczesna. Uśmiechnąłem się na widok jej twarzy tonącej w hebanowych włosach. Wyjrzałem przez okno w poszukiwaniu czegoś wartego uwagi, jednak kiedy nic ciekawego nie miało miejsca zacząłem szykować się do spania, a że nie chciało mi się przebierać w krótkie spodenki po prostu ściągnąłem koszulkę i wślizgnąłem się na materac przykrywając tylko tors kocem leżącym obok. Odpływałem powoli, mając nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie lepszy. Choć wszystkie negatywne myśli z dzisiaj właśnie skumulowały się w jedno, jedyne, co mnie pocieszało i pomagało zasnąć, to Heather leżąca obok. Naprawdę, brunetka zaczynała być powoli maskotką bez której nie można zasnąć. 
***
- O mój Boże, jestem pół naga! - głośny wrzask dziewczyny dobiegł do moich uszu, a fala zimna otuliła moje ciało, kiedy brutalnie zdarła ze mnie koc, by sama się zakryć. Kolejny, wspaniały poranek? No pewnie. Otworzyłem oczy ignorując oślepiające światło padające z przyćmionego deskami okna. Rozejrzałem się po pomieszczeniu zdezorientowany, jednak wszystko zrozumiałem, kiedy zauważyłem dwie postacie Krisa i Toma. Heather chciała nieco speszyć chłopaków, jednak nie pomyślała nad swoimi słowami. Po tym para włamywaczy wydała z siebie okrzyki, które przypominały połączenie śmiechu z rozwścieczonym gorylem. Kolejne dźwięki zakłócające ciszę coraz bardziej podnosiły mi ciśnienie. Nie dość, że non stop ślinią się do Heather jak psy do kiełbasy, to naruszają prywatną przestrzeń. A nawet się do niej włamują jak gdyby niby nic. Podniosłem się do pozycji siedzącej, przeczesując włosy. 
- Chłopaki, co wy odpierdalacie? - spytałem jeszcze spokojnym głosem. Dobrze zdawałem sobie sprawę, że granica pomiędzy spokojnym mną, a tym wkurwionym jest bardzo, bardzo cienka. 
- Ashie - odezwał się Kris. - Spokojnie, my tylko... 
             Słowa bruneta wylewały się z jego ust jak z skazanego na śmierć, choć jego wargi w przeciwieństwie do moich wykrzywione były w krzywym uśmiechu. Od razu przestałem słuchać. Może to przez zmęczenie, może po prostu nie miałem ochoty słyszeć jego tłumaczenia o jebanej piątej nad ranem. Zapewne co chwilę rzucał jakimiś głupimi tekstami, wtrącał jednoznaczne uwagi i może nawet powiedział coś na podryw. Tom zapewne mu w tym pomagał. Znałem jednego, jak i drugiego. Nieokiełznana dzicz uważająca się za samców alfa. Ręce opadają... 

<H.? Strasznie sporo dialogów.. ale walić to :V>

niedziela, 24 kwietnia 2016

Od Heather CD Ashton'a

                   Nie obchodził mnie fakt, że szatynowi było niewygodnie. Grunt, że to ja miałam jako taką wygodę, kiedy wierciłam się na jego boku, właściwie przygniatając swoimi sto siedemdziesięcioma czteroma centymetrami wzrostu. Westchnęłam cicho, opierając brodę na splocie słonecznym Ashtona i spoglądając w jego oczy spod rzęs. Moje spojrzenie prześlizgnęło po całej jego twarzy, na dłuższą chwile zatrzymując się na jego ustach, które wydawały się wołać mnie, żebym ponownie ich posmakowała. Zamiast tego, w głowie mając swoje poprzednie słowa i nie chcąc wyjść na hipokrytkę, zagryzłam po prostu wargę i znów położyłam głowę na torsie chłopaka, wsłuchując się w bicie jego serca. Nim zdążyłam się zorientować i bez zgody własnej woli, zaczęłam zataczać małe kółka na jego klatce piersiowej, za to Ashton położył rękę na moich włosach, przeczesując je delikatnie. Mruknęłam niczym kot, wtulając głowę w jego rękę. Chłopak zaśmiał się pod nosem, nie przerywając głaskania mnie po głowie, co bardzo mi sprzyjało.
             Będąc szczerą, byłam gotowa ponownie zasnąć, bo tu mi było dobrze - czułam się bezpiecznie, czułam, może to głupie i kurewsko cipowate z mojej strony, ale czułam, że to jest moje miejsce. Szybko jednak zmiotłam tę myśl z mojego umysłu, bo może i się całowaliśmy, ale to przecież nie znaczy nic, prawda. Oczywiście, że nie. - Rudowłosa prychnęła pogardliwie, przewracając przy tym oczyma. - Dawałaś specjalne względy, jak to poetycznie ujęłaś, nieznanemu strażnikowi Spectrum, który Cię cholernie obrzydzał. A ja się musiałam temu przypatrywać. - Zganiła mnie, na co tym razem na wywróciłam oczyma. Oh, musiałam się jakoś stamtąd wydostać i to jak najszybciej, tak? - Mówiąc nawiasem, Ashton jest o wiele lepszą partią od tego typa.
                      Uciszyłam ją jednym, zwięzłym Zamknij się, po czym westchnęłam cicho, przekręcając głowę, raz na prawo, raz na lewo, czego efektem było strzyknięcie zastałych kości. Ashton jęknął niezadowolony, wyciągając dłoń z moich włosów. Uśmiechnęłam się pod nosem i usiadłam na materacu, rozciągając ramiona, czemu znów towarzyszyły strzyknięcia ostałych kości. Chłopak znów wyraził swoje niezadowolenie i zakrył twarz poduszką, ochraniając się przed promieniami słonecznymi, które uderzały wprost na jego twarz. Zaśmiałam się pod nosem i wyprostowałam, czując, jak mój kręgosłup strzelił przy tej czynności.
- Na litość Boską, Heather, strzelasz jak mój dziadek. - Mruknął chłopak, co poduszka przekształciła w niezrozumiały warkot. Wzruszyłam na to ramionami i podniosłam się na nogi, spoglądając w okno. Tak, jak się spodziewałam, wcześniej spokojna dzielnica, bynajmniej tak nam się zdawało, teraz znów zamieniła się w coś podobnego do natłoku ludzi na pielgrzymce. Na ulicy co chwila rozbrzmiewały jęki i chrupnięcia, które łączyły się ze sobą, tworząc przerażającą symfonię. Przez moje plecy przebiegł lodowaty dreszcz i czym prędzej odwróciłam się od okna, swój wzrok przenosząc na błękitnookiego, który nadal wylegiwał się na materacu.
- Wstawaj, Ashton, bo umrzesz tak i zamienisz się w Szwędacza. - Burknęłam niezadowolona, po czym złapałam za kawałek jego nakrycia i brutalnie je z niego zdarłam. Chłopak jęknął niezadowolony, ale w końcu podniósł się do pozycji siedzącej, przecierając przy tym oczy. Przeciągnął się zamaszyście, a jego oczy przeskanowały pomieszczenie, najpewniej w poszukiwaniu mojej sylwetki. Zaspany wyglądał bardziej uroczo niż szczeniaczki, przysięgam.
-Ej czekaj, a może już się zamieniłeś? - Spytałam podejrzliwie, podchodząc do niego, celowo kręcąc biodrami. A niech pożałuje, co mi tam. Nachyliłam się nad nim i uniosłam jego podbródek, a nasze usta znów dzieliło parę centymetrów. Mimo to, otaksowałam tylko jego sylwetkę, po czym cmoknęłam z niezadowoleniem i poklepałam go po poliku. - Nie, jednak jesteś człowiekiem. - Stwierdziłam głosem eksperta, idąc w stronę swoich ubrań, ale po chwili przystanęłam i odwróciłam się do Ashtona z błyskiem w oku. - Na razie. - Dodałam,chwytając za stanik, który po chwili leżał na swoim miejscu.
                    Wsunęłam na nogi stare, przetarte czarne rurki z wysokim stanem, bardziej słysząc niż widząc, że szatyn zaczął się ubierać. Ściągnęłam jego koszulkę, rzucając nią w niego, mrucząc pod nosem ciche dziękuję. Zaraz odnalazłam wzrokiem swoją koszulkę w moro i przeciągnęłam ją przez głowę. Złapałam za bluzę  strażnika ze Spectrum i włożyłam ją na siebie, praktycznie w niej tonąc. Na szafce szatyna zauważyłam grzebień, który zgarnęłam błyskawicznie, przed szatynem, który również po niego sięgał, po czym uczesałam się w miarę skromnych możliwości. Po tej czynności wciągnęłam na stopy stare trampki, uśmiechając się pod nosem, gdy usłyszałam jak chłopak klnie i spada na materac, ponieważ zaplątał się zaspany w swoje spodnie. Postanowiłam cwaniacko wykorzystać sytuację.
- Kto ostatni w kuchni zmywa po śniadaniu! - Wykrzyknęłam, po czym czmychnęłam w stronę wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Problem był jeden. Gdzie tu, do cholery, jest kuchnia?
- Na prawo, ciapcioku! Trzecie drzwi! - Usłyszałam za sobą, po czym poczułam jak chłopak przepycha się obok mnie, chwytając moją dłoń i ciągnąc mnie w kierunku jadalni.
                    Oczywiście, jak można się było spodziewać, stopa szatyna przekroczyła próg prędzej niż moja, co przyjęłam z pełnym ubolewaniem. Ashton, widząc najwyraźniej moją minę, poklepał mnie po łopatkach i szepnął do ucha.
- Oh, wcale nie jest tak źle! Tylko brudna, lodowata woda, stara gąbka, popękane rękawiczki i za ojczyznę! - Zachichotał, po czym, podgwizdując pod nosem, przeszedł w stronę kuchenki, najpewniej w celu przygotowania nam śniadania. Z przegranym westchnieniem i grymasem na ustach, podążyłam za nim.

<Ash, skarbie, nie bij>