niedziela, 24 kwietnia 2016

Od Heather CD Ashton'a

                   Nie obchodził mnie fakt, że szatynowi było niewygodnie. Grunt, że to ja miałam jako taką wygodę, kiedy wierciłam się na jego boku, właściwie przygniatając swoimi sto siedemdziesięcioma czteroma centymetrami wzrostu. Westchnęłam cicho, opierając brodę na splocie słonecznym Ashtona i spoglądając w jego oczy spod rzęs. Moje spojrzenie prześlizgnęło po całej jego twarzy, na dłuższą chwile zatrzymując się na jego ustach, które wydawały się wołać mnie, żebym ponownie ich posmakowała. Zamiast tego, w głowie mając swoje poprzednie słowa i nie chcąc wyjść na hipokrytkę, zagryzłam po prostu wargę i znów położyłam głowę na torsie chłopaka, wsłuchując się w bicie jego serca. Nim zdążyłam się zorientować i bez zgody własnej woli, zaczęłam zataczać małe kółka na jego klatce piersiowej, za to Ashton położył rękę na moich włosach, przeczesując je delikatnie. Mruknęłam niczym kot, wtulając głowę w jego rękę. Chłopak zaśmiał się pod nosem, nie przerywając głaskania mnie po głowie, co bardzo mi sprzyjało.
             Będąc szczerą, byłam gotowa ponownie zasnąć, bo tu mi było dobrze - czułam się bezpiecznie, czułam, może to głupie i kurewsko cipowate z mojej strony, ale czułam, że to jest moje miejsce. Szybko jednak zmiotłam tę myśl z mojego umysłu, bo może i się całowaliśmy, ale to przecież nie znaczy nic, prawda. Oczywiście, że nie. - Rudowłosa prychnęła pogardliwie, przewracając przy tym oczyma. - Dawałaś specjalne względy, jak to poetycznie ujęłaś, nieznanemu strażnikowi Spectrum, który Cię cholernie obrzydzał. A ja się musiałam temu przypatrywać. - Zganiła mnie, na co tym razem na wywróciłam oczyma. Oh, musiałam się jakoś stamtąd wydostać i to jak najszybciej, tak? - Mówiąc nawiasem, Ashton jest o wiele lepszą partią od tego typa.
                      Uciszyłam ją jednym, zwięzłym Zamknij się, po czym westchnęłam cicho, przekręcając głowę, raz na prawo, raz na lewo, czego efektem było strzyknięcie zastałych kości. Ashton jęknął niezadowolony, wyciągając dłoń z moich włosów. Uśmiechnęłam się pod nosem i usiadłam na materacu, rozciągając ramiona, czemu znów towarzyszyły strzyknięcia ostałych kości. Chłopak znów wyraził swoje niezadowolenie i zakrył twarz poduszką, ochraniając się przed promieniami słonecznymi, które uderzały wprost na jego twarz. Zaśmiałam się pod nosem i wyprostowałam, czując, jak mój kręgosłup strzelił przy tej czynności.
- Na litość Boską, Heather, strzelasz jak mój dziadek. - Mruknął chłopak, co poduszka przekształciła w niezrozumiały warkot. Wzruszyłam na to ramionami i podniosłam się na nogi, spoglądając w okno. Tak, jak się spodziewałam, wcześniej spokojna dzielnica, bynajmniej tak nam się zdawało, teraz znów zamieniła się w coś podobnego do natłoku ludzi na pielgrzymce. Na ulicy co chwila rozbrzmiewały jęki i chrupnięcia, które łączyły się ze sobą, tworząc przerażającą symfonię. Przez moje plecy przebiegł lodowaty dreszcz i czym prędzej odwróciłam się od okna, swój wzrok przenosząc na błękitnookiego, który nadal wylegiwał się na materacu.
- Wstawaj, Ashton, bo umrzesz tak i zamienisz się w Szwędacza. - Burknęłam niezadowolona, po czym złapałam za kawałek jego nakrycia i brutalnie je z niego zdarłam. Chłopak jęknął niezadowolony, ale w końcu podniósł się do pozycji siedzącej, przecierając przy tym oczy. Przeciągnął się zamaszyście, a jego oczy przeskanowały pomieszczenie, najpewniej w poszukiwaniu mojej sylwetki. Zaspany wyglądał bardziej uroczo niż szczeniaczki, przysięgam.
-Ej czekaj, a może już się zamieniłeś? - Spytałam podejrzliwie, podchodząc do niego, celowo kręcąc biodrami. A niech pożałuje, co mi tam. Nachyliłam się nad nim i uniosłam jego podbródek, a nasze usta znów dzieliło parę centymetrów. Mimo to, otaksowałam tylko jego sylwetkę, po czym cmoknęłam z niezadowoleniem i poklepałam go po poliku. - Nie, jednak jesteś człowiekiem. - Stwierdziłam głosem eksperta, idąc w stronę swoich ubrań, ale po chwili przystanęłam i odwróciłam się do Ashtona z błyskiem w oku. - Na razie. - Dodałam,chwytając za stanik, który po chwili leżał na swoim miejscu.
                    Wsunęłam na nogi stare, przetarte czarne rurki z wysokim stanem, bardziej słysząc niż widząc, że szatyn zaczął się ubierać. Ściągnęłam jego koszulkę, rzucając nią w niego, mrucząc pod nosem ciche dziękuję. Zaraz odnalazłam wzrokiem swoją koszulkę w moro i przeciągnęłam ją przez głowę. Złapałam za bluzę  strażnika ze Spectrum i włożyłam ją na siebie, praktycznie w niej tonąc. Na szafce szatyna zauważyłam grzebień, który zgarnęłam błyskawicznie, przed szatynem, który również po niego sięgał, po czym uczesałam się w miarę skromnych możliwości. Po tej czynności wciągnęłam na stopy stare trampki, uśmiechając się pod nosem, gdy usłyszałam jak chłopak klnie i spada na materac, ponieważ zaplątał się zaspany w swoje spodnie. Postanowiłam cwaniacko wykorzystać sytuację.
- Kto ostatni w kuchni zmywa po śniadaniu! - Wykrzyknęłam, po czym czmychnęłam w stronę wcześniej wspomnianego pomieszczenia. Problem był jeden. Gdzie tu, do cholery, jest kuchnia?
- Na prawo, ciapcioku! Trzecie drzwi! - Usłyszałam za sobą, po czym poczułam jak chłopak przepycha się obok mnie, chwytając moją dłoń i ciągnąc mnie w kierunku jadalni.
                    Oczywiście, jak można się było spodziewać, stopa szatyna przekroczyła próg prędzej niż moja, co przyjęłam z pełnym ubolewaniem. Ashton, widząc najwyraźniej moją minę, poklepał mnie po łopatkach i szepnął do ucha.
- Oh, wcale nie jest tak źle! Tylko brudna, lodowata woda, stara gąbka, popękane rękawiczki i za ojczyznę! - Zachichotał, po czym, podgwizdując pod nosem, przeszedł w stronę kuchenki, najpewniej w celu przygotowania nam śniadania. Z przegranym westchnieniem i grymasem na ustach, podążyłam za nim.

<Ash, skarbie, nie bij>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz