Otwierając szuflady w poszukiwaniu zapałek jednocześnie próbowałem dogadać się z Heather na co ma ochotę. Wymieniałem kolejno nazwy potraw z puszek, jednak ta nie potrafiła zdecydować i skończyło się na tym, że nazwę "Pulpet w pomidorach" przeczytałem około sześć razy.
- Możesz się w końcu zdecydować? - spytałem błagalnie wyciągając parę sztuk patyczków z siarką. Wiedziałem, że robi mi na złość, mimo tego powtarzałem nazwy potraw i pytanie do znudzenia, jakoś nie potrafiłem się na nią gniewać. Po paru minutach droczenia się ze sobą udało się wspólnie dojść do tego, co zjemy. Padło na coś, co na obrazku przypominało leczo, z wyblakłych liter wyczytałem jeszcze, że jest tam parę warzyw i trochę mięsa wołowego. Całość zalana czymś, co oboje wzięliśmy za sos pomidorowy. I niech tak zostanie.
Podczas przygotowania posiłku i w trakcie jedzenia rozmawialiśmy o takich głupotach, że większość zapomniałem po paru minutach. Co chwilę zmienialiśmy temat, ale paradoksalnie nie rozmawialiśmy non stop. Po wyczerpaniu tematu zapadała głucha cisza i tylko brzęki łyżek dawały znać o naszym istnieniu. W każdym razie śniadanie nie było takie złe, choć byłem przekonany, iż data produktu przekroczyła ważność o parę tygodni. Albo po prostu nie znam się na kuchni. W sumie nie bez powodu przyszykowałem puszkowe żarcie. Naczynia ułożyłem w stosik i wrzuciłem do zlewu. Już miałem dogryźć ciemnookiej, kiedy usłyszałem chłodny głos Heather, jednak z nutą strachu.
- Ashton. - Podniosłem głowę, marszcząc brwi i mrucząc coś pod nosem, wycierając ręce w spodnie. - Na zewnątrz są jacyś ludzie - powiedziała, a jej ciało odsunęło się od szkła, jakby nie chciała, by ją zauważono; w tym samym momencie znalazłem się przy niej zaglądając zza jej ramienia.
Para mężczyzn właśnie przechodziła przez drewniany płot. Chudy blondyn ubrany w kurtkę lotniczą, zwykle szare spodnie i tenisówki już stał na naszym terenie i obserwował budynek. Jego oczy na parę sekund utkwiły w oknie, gdzie staliśmy my. Drugi - nieco grubszy właśnie próbował przekroczyć granicę pomiędzy śmiercionośną ulicą, a zacisznym ogrodem. Dopiero teraz zauważyłem, że obaj mężczyźni oddychają ciężko, jak po długim, wyczerpującym biegu.
- Co oni tu robią? - spytałem sam siebie przypominając sobie owych ludzi. Wysoki blondyn i niższy brunet byli niegdyś moimi towarzyszami, kiedy miasto zostało zniszczone przez zarazę. Nie trzymaliśmy sie razem zbyt długo, bo tylko tydzień. To właśnie w tedy pokazałem im to miejsce. Widocznie musieli mieć niezłe problemy, skoro postanowili się tu schronić.
- Znasz ich?
- Znam... niestety. Są... nieco nieobliczalni... - chrząknąłem przypominając sobie wszystkie ich pomysły. - Heather, posłuchaj mnie uważnie - złapałem dziewczynę za ramiona i nachyliłem się nieco, by nasze oczy znalazły się w równej linii. - Wyobraź sobie mężczyzn, którzy przez kilka lat nie mieli styczności z kobietami i nagle jak na pstrykniecie palcem - strzeliłem palcami przed jej nosem - owa płeć pojawia się. - Ciemnowłosa spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała, a jednocześnie wiedziała już wszystko. - Po prostu na nich uważaj. Są... są zdesperowani, zrobią wszystko, by...
Tak jak myślałem nie miałem wiele czasu, więc nie zdziwiłem się, kiedy krzyki, nawoływania starych znajomych przerwały mi w pół zdania. Zakląłem głośno i oderwałem ręce od ramion brunetki po czym wyszedłem na główny korytarz, obracając się w kierunku piwnicy, gdyż właśnie z tamtą dobiegały głosy. Z każdą sekunda błagałem, by tak naprawdę była to banda Zimnych, by zamiast chłopaków zza zakrętu wyszli umarli. Nienawidziłem tej dwójki. Coś wewnątrz mnie mówiło mi, ze przy Heather będą jeszcze bardziej nie do zniesienia. Niestety moje prośby nie zostały wysłuchane.
Dlaczego? Spytałem się rozpaczliwie w myślach. Dlaczego akurat oni?
Po pojawieniu się Wysokiego, niego bardziej umięśnionego blondyna - Toma i niższego, grubszego Krisa, którego twarz zdobiła broda jak u nie jednego hipstera większość dnia nagle stała się niepotrzebna. Większość, naprawdę, większość czasu spędzonego z nimi było wyjęte od tak z życia. Pierwsze co zrobili po przedstawieniu się i prawie niezauważalnym podlizywaniu się Heather wyciągnęli oczywiście alkohol. No tak, nie widziałem ich tak dawno, że zapomniałem jak codziennie, od poniedziałku, do niedzieli wieczory były tylko przy piwie. Z początku mi to nie przeszkadzało, w końcu od czasu do czasu trzeba sobie zrobić małą odskocznie od rzeczywistości, ale żeby siedem dni w tygodniu? To między innymi jeden z powodów, dlaczego tak szybko się z nimi rozstałem.
Całe popołudnie, polegało na opowiadaniu sobie śmiesznych historyjek, żartów, sięganie pamięcią wstecz, popijaniu piwa, to innego, mocniejszego alkoholu. Choć mówili tylko oni.
Przy chwili ciszy Heather, która spytała się mnie, jakby w transie
- Może my już pójdziemy do siebie? - Sądząc po jej minie chciała jak najszybciej stąd uciec. I dobrze, ponieważ ja też miałem tego wieczoru dosyć.
- Tak - chrząknąłem i czym prędzej zniknęliśmy z salonu. Czułem się, jakby wyprano mi mózg. Obleśne żarty, przystawianie się do Heather, litry alkoholu, którego smakowali większości oni. Skąd w ogóle tyle wzięli?
Po chwili zauważyłem Heather stojącą w drzwiach mojego... a raczej naszego pokoju z kluczem w ręku. Normalnie spytałbym się jej skąd ma złoty przedmiot, jednak przypomniałem sobie, że dałem jej go, kiedy wymknąłem się z nią na chwilę do przedpokoju. Widzicie, ten dzień był tak zły, że nawet zapominam o takich faktach. Usiedliśmy obok siebie i wpatrywaliśmy się w ścianę na przeciwko bez życia. Jak zombie. Przymknąłem oczy wzdychając ciężko za to Heather oparta łokciami o kolana zakryła twarz dłońmi. Zapewne wyglądaliśmy jak para dziadków po emeryturze.
- Mam dość - jęknęła opierając się o mnie.
- Nie tylko ty - westchnąłem ponownie obejmując ją.
Tak, tylko ja i ona, chwila sam na sam. Tego mi brakowało. I wszystko byłoby idealnie, gdyby nie nagły łomot pięści o drzwi. Zakląłem siarczyście, patrząc wymownie w sufit.
- Śpicie razem czy osobno?! Będą pikantne momenty?! Możemy popatrzeć?! Może sie przyłączymy?! A jak nie, to gdzie śpimy? Najlepiej obok, chcę wszystko słyszeć! - Chłopacy przekrzykiwali się nawzajem dobijając sie do drzwi o mało co ich nie wyłamując, a po chwili przekleństw Heather dołączyła do koncertu krzyków. Cały czas obserwowałem brunetkę, kręcąc przy tym głową z dezaprobatą. Z jednej strony miałem napalonych dzikusów, a z drugiej porządnie wkurwioną kobietę, która bez wahania wyszarpała by im języki. Jakiś minus tej sytuacji? Byłem zamknięty na klucz w pokoju właśnie w rozwścieczoną Heather. Poczułem, jak uśmiecham się lekko. Kto by pomyślał, że dziś się szczerze uśmiechnę? Zaśmiałem się przypominając sobie minę dziewczyny po ujrzeniu dwójki. Wstałem z materaca i podszedłem do dziewczyny, z uśmiechem na twarzy objąłem ją w talii i oparłem podbródek o jej ramię, mrucząc do jej ucha:
- Spokojnie, ja się tym zajmę.
Bez większych emocji przekręciłem klucz i rzucając Heather ostatnie spojrzenie wyślizgnąłem się z pomieszczenia od razu zamykając drzwi i opierając się o nie. Kris z Tomem zamknęli swoje zasyfiałe twarze, oczekując na cokolwiek z mojej strony. Och, cisza, jak dobrze było znowu ją usłyszeć.
- Po pierwsze - zacząłem, krzyżując ręce na piersi i patrząc się w podłogę - zamknąć mordy. Po drugie, na litość Boską co jest z wami? Zachowujecie się jak jakaś niedojebana dzicz - spojrzałem na nich z wyrzutem, choć doskonale wiedziałem, że zachowują się tak odkąd ich znam.
- Hej, a co z tobą? - zaśmiał się blondyn, marszcząc krzaczaste brwi. - Zmieniłeś się - podsumował.
- Co? - spytałem zbulwersowany, ale szybko dodałem - nieważne. Chodźcie, pokażę wam te pokoje - mruknąłem wbijając dłonie w kieszenie i garbiąc się lekko wyminąłem mężczyzn. Stwierdziłem, że odesłanie ich do sypialni będzie dobrym pomysłem na uspokojeniu obydwu. Krocząc przez korytarz czułem parę oczu przykutych do moich pleców i słyszałem jak szepczą między sobą. Udałem, że niczego nie słyszę i zatrzymałem się na końcu korytarza. Naciskając klamkę przez chwilę wróciłem pamięcią do momentu z zaledwie wczoraj, kiedy to para frontowych drzwi obróciła się przeciwko mnie i nie otworzyła. I gdyby nie Heather dawno leżałbym na pół rozszarpany zdobiąc szkarłatną cieczą szary chodnik. Kolejna myśl, która wywołała lekki uśmieszek na twarzy.
- Proszę, mam nadzieję, że możecie spać we dwójkę w jednym. - Leniwie spojrzałem na obydwu i w tym samym momencie zalali mnie falą pytań. Czy fajna, czy już się przelizaliśmy, a może było między nami coś więcej? Ile się już znamy, czy mam co do niej jakieś plany? Tak, porwać, zgwałcić, zabić jak psa i zakopać w ogrodzie. Przetarłem twarz, udając, że tego nie słyszałem. Zachowanie Krisa i Toma było już powyżej moich nerwów. Większość pewnie pomyśli, że niezły ze mnie mięczak, że nie znam się na żartach, ale ja nie jestem typem faceta, który zaliczyłby wszystko co się rusza.
Tak zamyślony wróciłem do swojego pokoju. Podłoga lekko zaskrzypiała, kiedy stanąłem w progu. Zawiasy drzwi również nie pozostały cicho. Otwierając drzwi spodziewałem się dalej rozdrażnionej brunetki, jednak widok leżącej, zawiniętej w kokon mocno mnie zaskoczył, zwłaszcza, iż pora była jeszcze wczesna. Uśmiechnąłem się na widok jej twarzy tonącej w hebanowych włosach. Wyjrzałem przez okno w poszukiwaniu czegoś wartego uwagi, jednak kiedy nic ciekawego nie miało miejsca zacząłem szykować się do spania, a że nie chciało mi się przebierać w krótkie spodenki po prostu ściągnąłem koszulkę i wślizgnąłem się na materac przykrywając tylko tors kocem leżącym obok. Odpływałem powoli, mając nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie lepszy. Choć wszystkie negatywne myśli z dzisiaj właśnie skumulowały się w jedno, jedyne, co mnie pocieszało i pomagało zasnąć, to Heather leżąca obok. Naprawdę, brunetka zaczynała być powoli maskotką bez której nie można zasnąć.
***
- O mój Boże, jestem pół naga! - głośny wrzask dziewczyny dobiegł do moich uszu, a fala zimna otuliła moje ciało, kiedy brutalnie zdarła ze mnie koc, by sama się zakryć. Kolejny, wspaniały poranek? No pewnie. Otworzyłem oczy ignorując oślepiające światło padające z przyćmionego deskami okna. Rozejrzałem się po pomieszczeniu zdezorientowany, jednak wszystko zrozumiałem, kiedy zauważyłem dwie postacie Krisa i Toma. Heather chciała nieco speszyć chłopaków, jednak nie pomyślała nad swoimi słowami. Po tym para włamywaczy wydała z siebie okrzyki, które przypominały połączenie śmiechu z rozwścieczonym gorylem. Kolejne dźwięki zakłócające ciszę coraz bardziej podnosiły mi ciśnienie. Nie dość, że non stop ślinią się do Heather jak psy do kiełbasy, to naruszają prywatną przestrzeń. A nawet się do niej włamują jak gdyby niby nic. Podniosłem się do pozycji siedzącej, przeczesując włosy.
- Chłopaki, co wy odpierdalacie? - spytałem jeszcze spokojnym głosem. Dobrze zdawałem sobie sprawę, że granica pomiędzy spokojnym mną, a tym wkurwionym jest bardzo, bardzo cienka.
- Ashie - odezwał się Kris. - Spokojnie, my tylko...
Słowa bruneta wylewały się z jego ust jak z skazanego na śmierć, choć jego wargi w przeciwieństwie do moich wykrzywione były w krzywym uśmiechu. Od razu przestałem słuchać. Może to przez zmęczenie, może po prostu nie miałem ochoty słyszeć jego tłumaczenia o jebanej piątej nad ranem. Zapewne co chwilę rzucał jakimiś głupimi tekstami, wtrącał jednoznaczne uwagi i może nawet powiedział coś na podryw. Tom zapewne mu w tym pomagał. Znałem jednego, jak i drugiego. Nieokiełznana dzicz uważająca się za samców alfa. Ręce opadają...
<H.? Strasznie sporo dialogów.. ale walić to :V>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz