czwartek, 25 lutego 2016

FABUŁA

   Co zrobiłbyś, gdybyś nagle obudził się w świecie, w którym wszelkie zasady zostały złamane? W świecie, w którym epidemia i zaraza spustoszyła kraj, stawiając Cię twarzą w twarz z krwiożerczymi, pozbawionymi ludzkich uczuć Zimnymi? Co, jeśli po przebudzeniu, świat, który znałeś, okaże się jedynie mglistym wspomnieniem? Poddasz się? A może zawalczysz o przetrwanie razem z bohaterami naszej opowieści?

   Niegdyś bezpieczne miasteczko – Oakhill w stanie Wyoming, w jednej chwili stało się pogorzeliskami zdarzeń dnia 14 maja 2040 roku; podobnie zresztą, jak niemal całe terytorium Stanów Zjednoczonych. Zacznijmy jednak od początku; jak właściwie wybuchło całe to zamieszanie? Cóż, przenieśmy się do 14 marca 2040. W jednym z domów położonych na granicach, pewien chłopiec, Nick Clint, zachorował tak nagle, że nikt nie wiedział, co tak na dobrą sprawę się stało. Jego skórę pokryła pokrzywka, a oczy zaszły dziwną mgłą. Zaczął się jąkać i skarżyć, że jego ciało pali żywym ogniem, jednak nie podejmował żadnych prób walki z chorobą. Powtarzał pod nosem, jak okropnie się czuje, acz odmówił przyjmowania leków. Nie chciał pomocy, a przynajmniej tak wydawało się jego rodzinie. Choć wewnątrz krzyczał, by wcisnąć mu te cholerne lekarstwa i ulżyć w bólu, nie mógł wydusić z siebie słowa. Został uwięziony w pułapce, jaką stała się jego własna osoba. Wszystkie objawy z dnia na dzień okazywały się coraz bardziej dotkliwe, jednak nie był w stanie nic z tym zrobić. Starał się, próbował, ale po kilku dniach, zrozumiał, że wszystko na nic. Zrozumiał, że nie da rady pokonać czegoś, co nim zawładnęło. Znosił ból dzielnie, jak na prawdziwego mężczyznę przystało, bo mimo swoich marnych stu czterdziestu centymetrów wzrostu i dziesięciu lat życia, uważał się za prawdziwego mężczyznę. Wyznawał zasadę, że nie ciało, a dusza świadczą o człowieku. Niestety, mimo że starał się jak mógł, przegrał najważniejszą walkę w całej swojej historii. Przegrał z chorobą, która wyniszczała jego organizm bezlitośnie.
   Poruszał się, każdego dnia wykonywał poszczególne czynności, nawet wysypka ustała. Uśmiechał się. Po raz pierwszy od kilku tygodni się uśmiechał, jednak robił to wszystko, nawet o tym nie wiedząc. To nie był on. On starał się bowiem wydostać, chciał znów być wolnym, pragnął własnej śmierci, lecz na nic się to nie zdało. Głos w jego głowie śmiał się, słysząc myśli chłopca i odpowiadał jedynie, że dopiero teraz zacznie się zabawa. Chłopiec nie rozumiał, o co chodziło. Nie wiedział, że to właśnie on był początkiem końca. To on stał się prekursorem tragedii, która właśnie jego dotknęła najmocniej. Tak się złożyło, że to ten niewinny blondyn o drobnej budowie, okazał się pierwszym nosicielem najgorszego wirusa, jaki kiedykolwiek pojawił się w naszej cywilizacji.
   Zaczęły się duszności i kaszle, jednak ciało nie wyglądało na chore. Poza zamglonym spojrzeniem nie było nic, co wskazywać mogłoby na gorsze samopoczucie. Rodzina przestała się martwić, a Nick odpuścił walkę do reszty. Pozwolił infekcji przejąć nad sobą kontrolę. Nad sobą, ba! Przejąć kontrolę nad całym narodem. Kaszle nie ustawały, a w powietrzu pojawiały się coraz to nowsze alergeny. Każdy, kto się z nimi zetknął, przechodził przez to samo piekło, co on.
  Choroba przenosiła się dalej i dalej, z każdym dniem opanowując coraz większy obszar, zamieniając ludzi w coś, co jedynie wyglądem przypominało człowieka. Powoli rodziły się legendy. Miejscowi rozmawiali, plotkowali, ale bagatelizowali pojedyncze ostrzeżenia. W końcu, każdemu z nas wydaje się, że jest nietykalny, dopóki dane nieszczęście go nie dotknie. Jednak miejscowi powoli domyślali się prawdy, a widząc na ulicach coraz więcej zakażonych, nie podejmowali żadnych środków. Nazywali ich różnie, począwszy na Zjawach, poprzez Mutantów, zakończywszy na najpopularniejszym określeniu - Zimni.
   Dokładnie dwa miesiące później, 14 maja 2040, rząd, po nieudanych próbach walki z zarazą, podjął ostateczne środki. Postanowili odizolować zdrowych, przenosząc ich do miejsca, które nazwali Spectrum, a niegdysiejsze imperium Stanów Zjednoczonych raz na zawsze zrównać z ziemią. Ewakuacja przebiegła szybko. Zbyt szybko. Wiele osób, których nie dotknęła epidemia, nie zdążyło na swój bilet ku, tak zwanemu, szczęściu. Dla nich nie znalazło się miejsce na promach, w samolotach i autobusach. Pozostali w ukryciu, wiedząc, chcąc jakimś cudem ominąć bombardowanie. Czekali w niepokoju, szykując się na najgorsze, jednak samoloty nie nadlatywały.
   Tak mijały dni, tygodnie i miesiące. Nie mając pojęcia, co robić, ocaleni powoli opuszczali swoje kryjówki i szukali pożywienia w lasach, w opuszczonych budynkach i miastach, raz po raz kuląc się, gdy jakikolwiek dźwięk dobiegał do ich uszu. Po jakimś czasie dotarło do nich, że rząd zgotował im coś o wiele gorszego niż nalot z powietrza. Och, nie, to byłaby z ich strony wyjątkowa łaska. Oni zostawili ich sam na sam z szerzącą się zarazą.

   Jedynym wyjściem w tej sytuacji zdawało się dotarcie do tajemniczego Spectrum. Jednak co, jeśli nawet miasto, które niektórzy zwykli nazywać Ziemią Obiecaną, nie jest takie, jak o nim mówiono? Może lepszą opcją byłoby mierzenie się dzień w dzień z zakażonymi? Minęły dwa lata. Przez ten czas po opuszczonych ulicach poruszały się jedynie pojedyncze jednostki, ale nikt nie zawitał nigdzie na dłużej. W końcu, jak można znaleźć swoje miejsce w świecie, który bardziej przypomina piekło niż rzeczywistość?

   Człowiek nie jest stworzony do porażki. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać. Komu jednak ufać, kiedy niemal niemożliwością jest rozróżnienie zakażonego od zdrowego? Komu podać pomocną dłoń, a kogo zniszczyć? Niektórzy nie poddali się bez walki. Niektórzy przeżyli epidemię i dwa lata w niezwykle ciężkich warunkach. Niektórzy chcą odzyskać to, co niegdyś im zabrano. Jednym wydawać się może, że Spectrum jest definicją wolności, inni zechcą walczyć przeciw zarazie. A Ty? Po której staniesz stronie?