wtorek, 9 sierpnia 2016

Od Florence CD. Rosalie

          W jednej chwili paraliżujący moje źrenice blask ograniczył moją widoczność do minimum. Cholera, było pierwszą myślą, która przemknęła przez moją głowę. Spuściłam powieki na kilka sekund, by po chwili zamrugać kilkukrotnie w celu przywrócenia widoczności. Czułam obok siebie obecność Rosalie, lecz... nie byłyśmy w pomieszczeniu same. Puls mego serca znacząco przyspiesztył, oddech stopniowo stawał się nieregularny, a powieki ciężkie. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje – czy ja umierałam? A jeśli tak, to nigdy nawet nie dowiem się, co było tego przyczyn, bo - do cholery – nie byłam w stanie nic zobaczyć. I tak pozostało, bo już po chwili była tylko ciemność, a ostatnie, co zdołałam zapamiętać to silne uderzenie mego ciała o zimną podłogę...

*

          – Co mamy z nimi zrobić? Zabić? – Ciche głosy odbijały się echem od ścian, wprost do moich uszu. Jednak nie umarłam, chyba że w piekle też planują, by mnie ukatrupić. Aż tak niegrzeczna chyba nie byłam? 
– Póki co wstrzymaj się, Harry, mogą dostarczyć nam cennych informacji. 
          Uchyliłam zmęczoną powiekę do połowy, by – w razie czego – podsłuchać nieco więcej. A wyjdzie mi to najlepiej tylko wtedy, gdy będę udawać nieprzytomną. Pierwsze, na co natknęła się moja źrenica, to kamienna ściana, nieco zamszona i wilgotna. Zimnymi, zdrętwiałymi dłońmi resztkami sił zdołałam wymacać – równie kamienną i lodowatą – podłogę. 
          W pewnym momencie ciche szepty mężczyzn przerwał jeden, donośny głos jakiejś dziewczyny. No nie, nie j a k i e j ś, tylko Rosalie. Moje serce zabiło szybciej, otwarłam szeroko oczy, wgapiając się w ścianę dziwnego pomieszczenia. Podniosłam się. Leżąc nigdy nie byłabym w stanie obadać sytuacji,  w ten sposób wszystko w jednej sekundzie stało się dla mnie jasne. Zostałam zamknięta w dość dużej celi, oddzielonej od ,,reszty świata" żelaznymi, ciężkimi drzwiami. W dodatku, wszystkie moje przedmioty zniknęły, w tym pistolet – moje najdroższe, najukochańsze dziecko. Tego było już za wiele. W jednej chwili znalazłam się na nogach, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. Uderzyłam wprost w metalowe wrota, czując przeszywającą moją kościstą dłoń falę bolesnych spazmów. 
– Otwórzcie to, do cholery, i mnie stąd wypuśćcie! – warknęłam do stojących za drzwiami mężczyzn. Widziałam ich sylwetki przez wąskie kraty u góry drzwi. Mogłam im się przyjrzeć chociaż po części. Ten ciemnoskóry, postawny facet nazywał się prawdopodobnie Harry. To on cały czas wgapiał się w tego niższego, nieco starszego, lecz na pierwszy rzut oka dość niebezpiecznego. Szeptał coś cały czas w stronę wyższego, lecz widząc błysk w moich oczach, kiedy pojawiłam się w malutkim okienku, zamilkł.
– Niedługo przyjdzie i kolej na ciebie. – Staruszek uśmiechnął się ironicznie, a w jego oczach zdało się dostrzec wesołe ogniki. Po chwili ciszę wypełniającą l o c h przerwał dość niewyraźny, gruby głos wydobywający się z kieszeni starszego. Walkie-talkie spoczęło w dłoni mężczyzny, a słowa wypowiadane przez rozmówcę po ,,drugiej stronie" stały się nieco bardziej wyraźne.
– Przyprowadź drugą – zabrzmiało, a po moich plecach przeleciał chłodny dreszcz. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli, lecz przemykała ona przez mój nieco przyćmiony umysł już kilkukrotnie: Bałam się jak nie wiem. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, w dodatku, byłam całkowicie bezbronna. Jedyne co mogłam wywnioskować po krzykach, które jakiś czas temu rozlegały się po odległym korytarzu, to to, że broń była mi naprawdę bardzo potrzebna.
          Harry (jak przypuszczam...) chwycił mnie kurczowo za lewe ramię, i mimo, że próbowałam ze wszystkich sił uwolnić się z uścisku i uciec, wszystko zdawało się na marne. Mężczyzna nie dość, że niezwykle silny, pozostawał niewzruszony. Z kamienną twarzą prowadził mnie w stronę jakiegoś pomieszczenia, które już za chwil miało stać się moim największym koszmarem. Moje kolana stały się jak z waty, przed oczami pojawiły się ciemne mroczki, a ja nienawidziłam siebie, że okazuję względem wszystkich obecnych tutaj taką słabość. Strach przewyższył wszystko inne i zapanował nad moim ciałem sprawiając, że wisiałam w uścisku ciemnoskórego jak marionetka, ledwo telepiąc się o własnych siłach.
          Dopiero, kiedy mój tyłek spoczął na miękkim, czarnym fotelu, nieco odzyskałam zdrowe zmysły. Zamrugałam trzykrotnie i uniosłam głowę do góry, napotykając spojrzeniem dość przystojnego, dorosłego mężczyznę o ciemnych włosach i oczach oraz bardzo wyraźnych rysach twarzy.
– Jak się nazywasz? – zapytał drapiąc się w zamyśleniu po brodzie.
– F... Faith – mruknęłam, spuszczając z rozmówcy wzrok. Wbiłam go w swoje kolana, próbując wyglądać jak najbardziej wiarygodnie.
– Doprawdy? Wiesz... myślałem, że nazywasz się Florence. Twoja koleżanka... Rosalie? Tak, Rosalie! Wiesz, ona wspominała coś. – Facet uśmiechnął się w zadowoleniu, iż okazał się cwańszy od głupiej nastolatki, a tym samym przyłapał mnie na kłamstwie. – Widzisz... staram się być uprzejmy, ale jeśli tak pogrywasz... Nie jestem zbyt cierpliwy. ˜– Ostatnie zdanie wypowiedziane przez bruneta zabrzmiało niczym...
– To jest groźba? Próbuje mnie pan zastraszyć czy co? – parsknęłam. – Nie ufam panu, nie wiem kim wy jesteście ani gdzie jestem, więc tym bardziej nie muszę się nikomu przedstawiać.
– Nie wiesz gdzie jesteś? Ale trafiłaś tutaj sama, razem ze swoją wścibską kumpelą.
– Szukałyśmy pożywienia, no i może jakichś ludzi, bo tak się składa, że szukam kogoś konkretnego, a nie problemów – przewróciłam przeciągle oczami. Naprawdę nie chciałam pakować się w jakieś bagno, tym bardziej wchodzić w konflikt z bandą nawiedzonych kolesi. Mężczyzna chwilę się zamyślił, cały czas nie spuszczając ze mnie bacznego spojrzenia. Sprawiał wrażenie niedowierzającego.
– Twoja koleżanka była całkiem uparta nie chcąc powiedzieć nam, kto was przysłał. No i tego chłopaka. Macie mnie za głupca, cała trójka? – Mężczyzna wstał z fotela, odpychając go półtora metra do tyłu. Odwrócił się do mnie plecami, cały czas intensywnie myśląc, jak zmusić mnie do gadania. No właśnie, tylko do gadania czego?
– Jaki chłopak? – uniosłam brew w zdziwieniu.
– Teraz ty będziesz udawać głupią? Mam uwierzyć, że aż trójka głupich, durnych nastolatków pojawiła się w naszej organizacji tego samego dnia w poszukiwaniu jedzenia?! Tak to się teraz nazywa. Mów, kto Was przysłał...
– Szefie, przyprowadziliśmy chłopaka. – W progu drzwi ujrzałam tego samego starszego mężczyznę, ,,stróża" mojej celi. Trzymał on za ramię jakiegoś chłopaka, którego widziałam na oczy pierwszy raz w życiu. Ten idiota naprawdę myśli, że ja i Rosalie mamy z tym kolesiem cokolwiek wspólnego?
– Nie znam go – powiedziałam stanowczo, prostując się w fotelu. Zdziwił mnie fakt, że nie byłam w żaden sposób przywiązana. No, najwidoczniej brunet na tyle ufał swoim gorylom, że ich obstawa za fotelem w zupełności wystarczyła.
          Chłopak zajął wyznaczone przez starszego mężczyznę (Garry'ego, jak się później okazało) miejsce i rozejrzał się zdezorientowany dookoła.
–  A teraz mówcie dla kogo pracujecie i po co Was tutaj przysłał?

James? Skąd TY pojawiłeś się w bazie supertajnej organizacji? XDXD 
Rosalie, nie martw się, nadal pozostajesz w akcji ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz