piątek, 20 maja 2016

Od Heather CD. Ashton'a

                Ból zadany przez kopniaka był naprawdę, nie do opisania. Czułam się gorzej niż gówno - nie podobał mi się fakt, że cały świat zaczął walić nam się na głowę po opuszczeniu poprzedniego schronienia. Najpierw moja kostka, potem alergia Ashton'a, a jako wisienkę na torcie mamy kanibala na głowie. Spojrzałam na mojego towarzysza - miał przymknięte powieki, przez co jego rzęsy rzucały cień na polika. Minę miał skupioną na czymś, co robił za sobą, i nie musiałam długo się zastanawiać, mimo chwilowego (w sensie wiecznego hehe) ogłupienia, wiedziałam, że szatyn stara się rozciąć swoje więzy. Dlatego postanowiłam ugrać mu trochę czasy. 
- M-musisz być serio zdesperowany - wyjąkałam, nadal omamiona bólem, kiwając nieznacznie głową w stronę Ashton'a, co miało mu pokazać, że odwrócę uwagę Michael'a, żeby miał czas na rozwiązanie własnych więzów. - Co my Ci zr-zrobiliśmy? Do jasnej cholery! - warknęłam, pozwalając emocjom zapanować nad własny głosem. Najprawdopodobniej brzmiał on jak głos jakiejś wariatki, która w każdej chwili gotowa jest rozszarpać czyjeś gardło na strzępy. - Nie widzisz tego? - Spytałam, patrząc Michael'owi prosto w twarz. Udało mi się - uwaga starszego mężczyzny skupiona była na mnie, co pozwalało  szatynowi na dowolne manipulowanie swoimi linami. - Nie widzisz tego, że jesteś większym potworem od Zimnych? - dodałam. Moje ciemne spojrzenie prześlizgnęło się po jego twarzy, kiedy szczerzył się do mnie obłąkanie, wlepiając we mnie szalone oczy. Przełknęłam ślinę i zamrugałam parę razy, chcąc odgonić mroczki sprzed powiek. Nie zważając na to, że kostka pulsuje mi tak niewyobrażalnym bólem, że aż nie potrafiłam go  opisać, kontynuowałam. - Zwabiasz i mordujesz ludzi.  Jakim pieprzonym prawem? - wycharczałam, spluwając na prawo. Łzy wciąż stały w moich oczach, gdy skinęłam głową w stronę wanny pełnej martwych, ludzkich ciał. - W czym oni są gorsi od Ciebie? - wysapałam resztką sił, czując, jak cała moja energia skupia się na tym, bym nie straciła przytomności z potwornego bólu. 
- Oh, laleczko. - Mruknął mężczyzna, podchodząc do mnie i łapiąc mnie za poliko. W tym samym momencie usłyszałam dziwny dźwięk, jakby brzdęk metalu o drewno, spojrzałam kątem oka na szatyna, który trzymał obie swoje dlonie przed sobą, uśmiechając się zwycięsko. Udało mu się - rozciął swoje więzy, był wolny. Szybko jednak wróciłam do Michael'a, przez co musiałam przyćmić tlącą się we mnie nadzieję. - Świat teraz prowadzi się zasadami dżungli... - Westchnął, przeczesując posiwiałe włosy. Mężczyzna sięgnął po nóż do stolika obok mnie, na co ja wciągnęłam gwałtowny haust powietrza, jakbym desperacko nie chciała, żeby przedmiot się do mnie zbliżał. W tym samym czasie Ashton, powoli i praktycznie bezdźwięcznie, przesunął się w stronę stołu z głównymi narzędziami, zgarnął z niego kawałek szmaty oraz eter, po czym namoczył materiał substancją. Michael odchrząknął i wyprostował się; po jego minie w ogóle nie dało się wywnioskować, czy ma świadomość o wolności mojego towarzysza, czy jednak nie. - Zapewne znasz treść tego prawa, lal- - Głos Michaela stłumił materiał, który podłożył mu do nosa i ust Ashton. Kanibal zaczął się szarpać, wyzywając w niebogłosy, ale materiał skutecznie izolował jakiekolwiek dźwięki. Po niecałej minucie mężczyzna padł nieprzytomny na ziemię; nad nim stał Ashton, ciężko dyszący i z zawadiackim uśmiechem na ustach. 
- Przetrwają najsilniejsi. - Mruknął rozbawiony, po czym podszedł do mnie i rozwiązał moje więzy.
***
                  Kiedy wyszliśmy z budynku, nie było jakoś szczególnie ciemno - w koncu było to koło piętnastej i słońce powinno rozświetlać ziemię. No właśnie, powinno, bo zamiast słońca, dostaliśmy pełną ulewę oraz burze w gratisie. Oboje stwierdziliśmy, że lepiej będzie po prostu odejść, zostawiając Michael'a w tamtej przeklętej piwnicy. Oczywiście, nie zostawiliśmy go od tak - nie, najpierw go związaliśmy, po czym upewniliśmy się, że będzie miął jednego... gościa w pokoju. Teraz będzie wiedział, jak czuły się jego ofiary.
                     Zadrżałam, kiedy kolejny grzmot przeciął okolicę. Nie szliśmy długo, właściwie ledwo przekroczyliśmy te wielkie mury, ale mimo to, bałam się, i to jak jasna cholera, dlatego też postanowiłam coś temu zaradzić. 
- Ash... - wyjąkałam, czując, jak podskakuje mi puls. Chłopak zamrugał parokrotnie powiekami, po czym spojrzał na nasze splecione ze sobą dłonie, dokładnie w momencie, kiedy przez niebo przemknęła kolejna błyskawica i w okolicy rozległ się głośny huk. Wciągnęłam haust powietrza i wbiłam paznokcie w skórę chłopaka, lekko drżąc na ciele. Przysunęłam się do niego, starając się uspokoić rozszalały oddech i dzikie bicie serca, przy okazji pragnęłam ponownie wyczuć od niego ciepło oraz bezpieczeństwo. - Czy wspominałam Ci już, że istnieje coś, c-czego boję się bardziej niż Z-zimnych? - spytałam, parę razy podczas zdania się jąkając. Niebo rozświetlił kolejny błysk i nie musieliśmy długo czekać na gromki huk wokół nas, który spowodował, że aż podskoczyłam i praktycznie zawisłam nad Ashton'em. Chłopak spojrzał na mnie z rozszerzonymi źrenicami, których praktycznie nie widziałam przez strugi deszczu, odgarnęłam zmoczone kosmyki z twarzy i wzdrygnęłam się, słysząc kolejny grzmot. Strach zaciskał swoje szpony na moim sercu, karmiąc je tym obrzydliwym uczuciem. - Owszem, dobrze zgadłeś. - Pokiwałam twierdząco głową, energicznie ruszając włosami. - Sram się bury jak jasny skurwesyn. - Potwierdziłam, wtulając się w jego bok. Chłopak westchnął cicho i objął mnie ramieniem, chroniąc mnie przed ulewą. Spojrzałam na jego twarz, podobnie jak on na moją. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym samym momencie powietrze przecięła kolejna błyskawica, a tuż po niej dało się usłyszeć dzikie rżenie z naszej lewej. Gwałtownie oboje odwróciliśmy się w tamtą stronę, i w tym samym momencie spojrzeliśmy sobie w twarz, mając dokładnie - tak podejrzewam - ten sam pomysł. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz