Jak to się stało, że nasza oaza spokoju, miejsce, gdzie przecież nic nie mogło się stać, teraz jest naszą mogiłą i placem największej rzezi? Nie potrafiłam tego pojąć. Nie potrafiłam pojąć tego, jak nagle wszystko się zawaliło. Znowu. Znowu czułam się jak tamta dziewczyna, młody, nierozumiejący świata podlotek, który musi z dnia na dzień wydorośleć, bo cholerni lekarze postanowili pokonać Boga.
Adrenalina kotłowała się w moich żyłach, nie dopuszczając do mojego mózgu żadnych racjonalnych wyjść, dlatego dziękowałam za to, że szatyn nie miał zdiagnozowanego zaburzenia osobowości, i mimo naszych wrzasków dał radę wymyślić zalążek jakiegoś planu. Pochwyciłam się tej myśli jak tonący żyletki i, skupiwszy się na niej, wpadłam na to, jak wyewakuujemy się z tego miejsca jak najdalej.
Adrenalina kotłowała się w moich żyłach, nie dopuszczając do mojego mózgu żadnych racjonalnych wyjść, dlatego dziękowałam za to, że szatyn nie miał zdiagnozowanego zaburzenia osobowości, i mimo naszych wrzasków dał radę wymyślić zalążek jakiegoś planu. Pochwyciłam się tej myśli jak tonący żyletki i, skupiwszy się na niej, wpadłam na to, jak wyewakuujemy się z tego miejsca jak najdalej.
- Masz rację, musimy to zrobić - odezwałam się spokojnym głosem, migiem rozglądając się po pomieszczeniu. Moją uwagę przykuło małe opakowanie po zapałkach, które leżało na półce obok szatyna; w tym samym momencie usłyszeliśmy trzask i huk, co miało oznaczać, iż Zimni nasycili się już Krisem i są na naszym tropie.
- Tom - rzuciłam spokojnie, spoglądając na blondyna, który trzymał się za swoją uszkodzoną rękę. Stwierdziłam, że nie będę się tym teraz zajmować, teraz musiałam uratować nas z opresji. - Idź do drzwi. Zabarykaduj je, nie wiem, cokolwiek. - Westchnęłam ciężko, spoglądając mu w oczy. - Musisz opóźnić ich przyjście. Zdobądź dla nas czas.
Mężczyzna skinął głową i szybko zajął się wyznaczonym przeze mnie zadaniem, momentalnie znajdując dość ciężki mebel, który jest w stanie choć na parę sekund zatrzymać przybycie chodzącej śmierci.
- Ashton. - Odezwałam się, spoglądając na szatyna. W jego błękitnych oczach zobaczyłam strach i troskę o to, czy przeżyjemy. Uśmiechnęłam się do niego słabo, po czym odezwałam się. - Znajdź coś łatwopalnego, coś, co pomoże nam w wykonaniu planu. - Ash skinął głową i zasalutował ze słowami 'tak jest, szefowo!' po czym zaczął przeszukiwać szafki. Ja w tym czasie chwyciłam zapałki i schowałam je w kieszeni bluzy. Zebrałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, łuk i kołczan przewieszając sobie przez szyję.
Zerwałam deski, które więziły okno, w momencie, w którym szatyn podskoczył i głośnym 'mam!', po czym spod szafki wyjął całą butelkę Whiskey. Tom pobladł lekko, i wymamrotał pod nosem.
- Oh, to tu ją zostawiliśmy... - Przewróciłam zirytowana oczami i złapałam butelkę w dłoń. Odkręciłam ją szybko, biorąc jednego łyka, jak to się mówi, na odwagę. Błękitnooki pokręcił rozbawiony głową, a po chwili sam zrobił to samo, co ja. Resztę trunku wylaliśmy na cały pokój, po czym rzuciliśmy butelkę pod drzwi.
- Tom! Zostaw to, musisz wyskoczyć! - Wykrzyknęłam. Chłopak spojrzał na mnie i zmarszczył brwi, ale widząc moje naglące spojrzenie wykonał rozkaz. Odbiegł od drzwi, które zaczęły się lekko chybotać i stanął przy Ashtonie. Kucnął na parapecie i spojrzał w dół, po czym wciągnął powietrze i zeskoczył. Spojrzałam na niego; siedział na ziemi, ale nie wyglądał, jakby bardzo się zranił. Uśmiechnęłam się blado i zwróciłam się do szatyna, dokładnie w tym samym momencie, w którym od zwrócił się do mnie.
- Teraz Ty.
- Nie, Ashton. Ja muszę to podpalić. - Powiedziałam stanowczo, wskazując na rozlaną ciecz. Chłopak już miał otworzyć usta, żeby mi się przeciwstawić, ale podeszłam do niego i złapałam za jego dłoń, po czym stanęłam na palcach i pocałowałam go w usta, skutecznie mu je zamykając. - Idź, Ashton. Im dłużej zwlekamy, tym mniejsze szanse na przeżycie. - Powiedziałam, znów łącząc nasze usta i zaplatając ze sobą dłonie. - Jestem dużą dziewczynką, nic mi nie będzie.
- Obiecujesz? - szept szatyna był ledwo słyszalny, jakby wypowiedział te słowa przez gulę w gardle. Westchnęłam cicho i spojrzałam mu smutno w oczy, przełykając kluchę w gardle.
- Już! - Warknęłam, odpychając go w stronę okna. Nie mogłam obiecać mu czegoś,czego sama nie byłam pewna. Chłopak spojrzał na mnie z bólem, po czym podszedł do mnie, objął w talii i pocałował raz jeszcze. Poczułam, że moje nogi stają się jak z waty, ale nie pozwoliłam im zostać w takim stanie na długo. Otrząsnęłam się w momencie, w którym szatyn odszedł do okna z bladym uśmiechem.
- Do zobaczenia na dole, Heather. - Powiedział, po czym zeskoczył z okna. Podeszłam szybko do framugi, w momencie, w którym usłyszałam kolejny trzask. Drzwi były już w stanie krytycznym praktycznie całe połamane, ale ja musiałam się upewnić, że błękitnookiemu nic się nie stało. Odetchnęłam, kiedy zobaczyłam go wypatrującego mnie w oknie.
Cofnęłam się z jego widoku, po czym odpaliłam zapałkę, czekając na atak Zimnych.
- Chyba, ze po drugiej stronie, Ashton. - Wyszeptałam pod nosem, wyczekując momentu, w którym Szwendacze przedrą się przez słabą zaporę.
- Jeszcze chwilka, Heather... - wyszeptałam do siebie, przyglądając się rozwalającym się drzwiom z sercem w gardle. W dłoni trzymałam powoli spalającą się zapałkę, w każdej chwili gotowa rzucić ją w stronę łatwopalnej cieczy. Usłyszałam kolejną falę huków i jęków, po czym do moich uszu dobiegł trzask wskazujący na to, że już za chwilę drzwi nie wytrzymają napięcia tylu ciał.
Czas nagle się zatrzymał, kiedy przerażający łoskot łamiącego się drewna przebił się ponad wszelkie inne hałasy. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, czując, jak moje ciało dygoce w przerażeniu. Z dołu, gdzie stali bezpiecznie Ashton i Tom słyszałam krzyki 'Boże, Heather, uważaj!', ale przestałam zwracać na nie wszelką uwagę. Jedyne, co wiedziałam, to to, że nie mogę podpalić alkoholu ani za późno, ani za wcześnie.
Zimni wparowali do pokoju i, widząc mnie na samym jego końcu, ruszyli w pościg. TERAZ! wrzasnęła moja podświadomość. Zagryzłam wargę i rzuciłam kończącą się palić zapałką wprost w rozlaną whiskey.
Czas nagle się zatrzymał, kiedy przerażający łoskot łamiącego się drewna przebił się ponad wszelkie inne hałasy. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, czując, jak moje ciało dygoce w przerażeniu. Z dołu, gdzie stali bezpiecznie Ashton i Tom słyszałam krzyki 'Boże, Heather, uważaj!', ale przestałam zwracać na nie wszelką uwagę. Jedyne, co wiedziałam, to to, że nie mogę podpalić alkoholu ani za późno, ani za wcześnie.
Zimni wparowali do pokoju i, widząc mnie na samym jego końcu, ruszyli w pościg. TERAZ! wrzasnęła moja podświadomość. Zagryzłam wargę i rzuciłam kończącą się palić zapałką wprost w rozlaną whiskey.
Przerażenie opętało moje ciało, gdy przygnita twarz Zimnego mignęła przed moją, o mało co nie zahaczając o mnie swoimi żółtymi zębiskami. W tym samym momencie ogień dosięgnął whiskey rozlanej w pokoju: wszystko wokół mnie eksplodowało, wszędzie pojawiły się jęzory ognia, pochłaniające zgnite ciała, łaknące mojego mięsa. Momentalnie w moje ciało buchnęła fala gorąca, a potem niewidzialna siła wypchnęła mnie za okno. Otworzyłam szerzej oczy, w duchu przygotowując się na upadek z drugiego piętra. Zamknęłam oczy i pożegnałam się wewnątrz ze wszystkimi, czując, jak pod powiekami zaczynają gromadzić mi się łzy.
Osunęłam się w ciemność, kiedy moje ciało z głuchym łoskotem upadło na ziemię, a w moich uszach rozbrzmiał męski wrzask.
- Heather!
<Ash? Mam wrażenie, że żadne zdanie nie pasuje do kolejnego kri>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz