Ryki, jęki, trzaski i krzyki chłopaków, wystarczyło naprawdę niewiele, by zniszczyć tak piękną chwilę oraz przyprawić nas o zawał serca. Uśmiechy z naszych twarzy spełzły równie szybko jak się pojawiły. I choć przez pierwsze parę sekund każde z nas wsłuchiwało się w znane wszystkim odgłosy, dobre wiedzieliśmy, że tuż pod nami rozpoczyna się piekło.
- Hather - mruknąłem, by zwrócić uwagę dziewczyny, która od razu spojrzała w moją stronę. Mój mózg już zaczął przypominać sobie plan korytarzy, pomieszczeń i wszystkich możliwych wyjść. - - Broń - powiedziałem tylko i jak jeden mąż ruszyliśmy w stronę wejścia na korytarz.
Na szczęście horda Zimnych nie dotarła jeszcze na piętro, jednak im bliżej byliśmy sypialni, tym głosy stawały się mocniejsze, jakby wszystko miało miejsce tu obok.
Chcąc wejść do pokoju, usłyszałem głośną wiązankę z ust Heather, która stała nachylona przy barierce schodów. Na jej twarzy malowało się takie przerażenie jak w momencie, kiedy ją pierwszy raz spotkałem. W mgnieniu oka znalazłem się przy niej. Równie szybko odszukałem postać Toma. Był blisko schodów, jednak z trzech stron oblegany przez pognite ciała. Jedno z nich padło uderzone złotawą rurką wyglądającą jak stojak od lampy. Ten ruch, choć w niewielkim stopniu pozwolił mu wspiąć się wyżej i w taki sposób był prawie na półpiętrze.
Wpatrywałem się w tłum Zimnych czując jak czas zwalnia, a koncert jęków i krzyków powoli cichnie. Mijała sekunda za sekundą, a ja dalej nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Jak to w ogóle możliwe? Jak te monstra sie tu dostały?
Z czasem usłyszałem, jak Heather gwałtownie wciąga powietrze w płuca, a jej wzrok wbity był dokładnie w postać Krisa, który zmierzał w kierunku schodów. Jeden z Zimnych już biegł w jego stronę, a mnie zabrakło tlenu w płucach, by cokolwiek powiedzieć. Truchło chwyciło go wgryzając się w jego ramie, czemu towarzyszył krzyk tak głośny. Urwał się szybko, kiedy kolejne ciało go zaatakowało.
Mogłem coś zrobić. Cokolwiek. Nawet pomóc Tomowi, jednak ja tylko stałem i patrzyłem. Serce waliło w pierś jak młot, a twarz była wykrzywiona w przerażeniu podobnie jak twarz Heather, czułem to doskonale, jednak nic nie mogłem zrobić. Kolejne ciała przygniatały siebie nawzajem coraz bardziej tłumiąc wrzaski szatyna.
Odsunąłem się o krok i w tym samym momencie ktoś chwycił mnie za ramie i odciągnął od barierki kierując się wprost do sypialni. Kiedy przekroczyłem próg pokoju i usłyszałem trzask drzwi wraz z kliknięciem zamka oraz nierównymi oddechami ciemnookiej oraz blondyna, wszystko powróciło do normalnego tępa, zwłaszcza, gdy Tom oparł sie o ścianę łapiąc się za przedramię. Bluza w tamtym miejscu zaczęła przesiąkać krwią. Wbiłem przerażony wzrok w szkarłatną ciecz i aj na zawołanie mój mózg wyłączył się. Po raz kolejny chciałem coś zrobić, powiedzieć coś, jednak Heather już się tym zajęła.
- Ratujemy ci twoją zasraną dupę, po czym okazuje się, ze jesteś, kurwaa, ranny?! - Heather niemalże była gotowa rzucić się na blondyna i udusić go gołymi rękami. Chłopak zaczął się tłomaczyć, jednak ta nie dała mu dokończyć. Nic dziwnego, nawet końska dawka antybiotyków by mu nie pomogła. Nikomu by nie pomogła.
Kiedy wszyscy - czyli Pani Odważna oraz Pan Mądrala przekrzykiwali się nawzajem, ja wpatrywałem się w pustkę bez żadnych emocji. Mój mózg szukał jakiegokolwiek planu ucieczki, o ile było to możliwe. Ale jak to mówią, nie ma sytuacji bez wyjścia.
Zbierzmy fakty, powiedziałem sam do siebie z takim spokojem, jakbym miał czas. Jesteśmy w totalnej dupie, czyli: znajdujemy się praktycznie w centrum domu, na piętrze; pod nami dzieje się istna rzeź, podobnie jak tutaj - zaraz za drzwiami, które swoją drogą nie wytrzymają długo. Plusy: mamy broń, bez której byśmy sie stąd nie ruszyli.
Heather nabrała gwałtownie powietrze w płuca, co zwróciło moją uwagę. Nieco zdezorientowany szukałem jej sylwetki, która znalazła się tuż przede mną z dłońmi opartymi o biodra.
Chrząknąłem, oblizując wargi.
- Nie uciekniemy stąd nie ponosząc szkód - zacząłem powoli, ale jednocześnie tak, by żadne z dwójki nie wtrąciło mi się w pół zdania. - Jesteśmy na piętrze, więc jedynym wyjściem stąd są okna - kontynuowałem nadal spokojnie, ignorując jęki i warkoty. - Będziemy musieli... skoczyć, ale - zatrzymałem się na parę sekund. Oczy Toma i Heather z niecierpliwością wyczekiwały kolejnych słów. - Zimni nie są aż tak głupi. Skoro znaleźli wejście, to znajdą i wyjście... i z czasem nas.
- Więc? - spytało jedno z nich.
W gardle wyczułem dobrze znaną mi gulę, którą z trudem dało się przełknąć. Niewidzialne ręce zacisnęły się na mojej szyi nie pozwalając powiedzieć mi nic więcej. Sam nie chciałem tego powiedzieć.
- Trzeba spalić to miejsce. Razem z bestiami.
<Heather? Nach, słabe to coś>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz