niedziela, 27 marca 2016

Od Ashton'a CD. Heather

                        Wpatrywałem się w jej ciemne, pełne nierozszyfrowanych jeszcze przeze mnie uczuć oczy. I jeśli ma być szczery byłem nimi tak zafascynowany jak krytycy sztuki pieprzoną Mona Lisą. Mimo jasnego, dziennego światła jej ślepia i tak były ciemne, równie czarne jak włosy. Po chwili jednak przeniosłem wzrok na usta i nie wiem dlaczego poczułem chęć przylgnięcia do nich. Znałem ją zaledwie parę godzin, a po mojej głowie już krążyły takie myśli. Ale Heather miała w sobie coś, czego nie dostrzegłem u żadnej już spotkanej dziewczyny. Chyba, że to chwilowe zauroczenie? Wolałbym nie. Wyprostowałem dłoń, na której się opierałem i przeciągając się wyprostowałem kręgosłup.
- Zbliża się wieczór - przechyliłem głowę w bok słysząc i czując strzyknięcie. - Zważając na to, iż prawdopodobnie nie masz się gidze udać spędzisz noc, może dwie tutaj - było to bardziej polecenie niż pytanie, choć zupełnie nie wiedząc co chciałem konkretnie powiedzieć, zaakcentowałem rozkaz i pytanie jednocześnie. W tym samym czasie gestem dłoni przepędziłem dziewczynę z materaca, by móc zacząć rozkładać koce.
- Znając życie - brunetka przeszła parę kroków i zatrzymując się zauważyłem, że przyłożyła wierzch dłoni do czoła, jakby miała teatralne zemdleć - karzesz mi spać na tej brudnej, zakurzonej, zgrzybiałej podłodze... - kolejne słowa wypowiadała coraz to dramatyczniej, jakby grała w teatrze.                            Oparła się bokiem o ścianę z dalej przyklejoną dłonią do czoła. Wyglądała zabawnie, więc na mojej twarzy pojawił się - powiem szczerze - niekontrolowany uśmiech. Odsłaniając zęby, pokręciłem głową.
- Nie, moja droga - na te słowa dziewczyna zmarszczyła brwi. - To ja śpię na tej brudnej, zakurzonej, zgrzybiałej podłodze - powiedziałem identycznym tonem i wróciłem do układania koców
- Ty teraz poważnie? - spytała i spojrzała na mnie jak na zabójcę z masą puszystych kotków na ramionach. Zdezorientowana podeszła bliżej kucając metr przede mną. Podniosłem głowę z szelmowskim uśmieszkiem.
- A co? - uniosłem brwi nie przestając sie szczerzyć. - Skoro tak ci żal, twojego księcia, możemy spać razem - podszedłem do niej na czworakach zatrzymując się niecałe dziesięć centymetrów od jej twarzy. Przez ułamek sekundy ponownie spojrzałem na jej usta. - Materac jest duży, zmieścimy się oboje - posłałem jej oczko i zanim zdążyła cokolwiek zrobić wstałem, cofając się. Heather otworzyła usta, jakby miała coś powiedzieć, jednak jedyne, co zrobiła, to prychnęła przewracając oczami. Poszła w moje ślady i też wstała podchodząc do okna z krzyżowanymi rękoma. Pozostawiłem to bez komentarza. Późnej nie działo się nic godnego uwagi. Słońce zachodząc zabarwiło większość pokoju na czerwono i ukazało ile tak na prawdę kurzu unosiło się w powietrzu. Przez chwilę zapomniałem o siedzącej niedaleko mnie dziewczynie i skupiłem sie na prośbach, bym nie dostał tak znienawidzonej przeze mnie wysypki. Po zajściu słońca zaprowadziłem ciemnooką do kuchni znajdującej się na parterze. W kompletnej ciszy zjedliśmy pomidorową z puszki. Niestety zimną. Następnie każdy udał się w swoją stronę - ja z powrotem do sypialni, a Heather do łazienki. Siedziała tam długo. Minęła niecała godzina zanim wróciła. Spryciara przeszłaby niezauważona, gdyby nie skrzypiący parkiet.
                            Mój wewnętrzny (trochę niedokładny) zegar mówił mi, że minęła północ. Pomiędzy deskami na oknie można było dostrzec łagodne światło księżyca. Mimo tak później pory na zewnątrz było widno. Obróciłem si na bok. Mimo ciemności panującej w pomieszczeniu bez żadnego problemu dostrzegłem kontur jej ciała. Obrócona była twarzą do mnie, jednak nie bałem się w nią wpatrywać. W sumie non stop sie na nią patrzę. Pojedyncze kosmyki hebanowych włosów opadły jej na twarz. Klatka piersiowa unosiła się i opadała równomiernie; oddech był ledwie słyszalny. Gdyby nie to uznałbym ją za martwą.
                         Podniosłem się, siadając skrzyżnie i przetarłem oczy. Przez parę sekund wpatrywałem się w światło dobijające się zza desek, aż w końcu wstałem i najciszej jak mogłem wyszedłem w pokoju.
                           Oczywiście skrzypiąca podłoga nie była moim zwierzchnikiem. Po przekroczeniu progu skręciłem w lewo kierując się na koniec korytarza. Po zdjęciu desek z okna wyjrzałem na zewnątrz - czysto. Ulice były puste, jakby wszelkie życie po prostu zniknęło. Widocznie Zimni też wolą czasem odpocząć. W każdym razie bez żadnego zachwiania wskoczyłem na parapet i łapiąc się o dziwo porządnej rynny podciągnąłem się prosto na dach. Wspiąć się tu nie było trudno. W końcu dach był płaski, co ułatwiało sprawę.
                              Widok - może nie aż tak zachwycający jak z wierzy Eiffla, ale tez miał swój urok. Zwłaszcza, że chmury postanowiły dziś dać spokój odsłaniając gwiazdy. Usiadłem krzyżując nogi w kostkach i podciągając je nieco. Oparłem łokcie o kolana wpatrując się w panoramę miasta, które nie dało się objąć wzrokiem. Przymykając oczy miałem wrażenie, jakbym ponownie znalazł się w pokoju niżej - też towarzyszył mi tylko dźwięk oddechu. Wsłuchiwałem się w swój rozkoszując się chłodnym powietrzem. W końcu usłyszałem też oddech Heather, ale nie zauważyłbym jej gdyby nie usiadła obok mnie trącając mnie ramieniem.

<H.? Do it ;')>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz