- Heterochronia, hę? - spytała z lekkim uśmiechem. WOW! UŚMIECHEM, bez żadnego sarkazmu, bez żadnego jadu w głosie. Chyba, że byłem nadal zbyt oszołomiony, aby wszystko rozumieć. Słysząc jej słowa również się uśmiechnąłem, jednak uśmiech był tak słaby, aż wymuszony. I, naprawdę, maszyna uśmiechnęłaby się naturalniej. Czy dziewczyna, która chciała mnie tak po prostu zostawić właśnie zaczęła temat, czy tylko mi się zdawało? Czyżby chciała złagodzić napięcie, które między nami powstało już jakiś czas temu? Może tak, może nie. Heather jest osoba, którą nie można poznać, ja trzeba zrozumieć. I może nawet mi się uda? Chyba dopiszę to do mojej listy rzeczy do zrobienia.
Zamknąłem ślepa i wzruszyłem ramionami, kręcąc głową, co teoretycznie dziewczyna miała odebrać jako "Nie wiem... Najlepiej mnie zostaw... ALE NIE W TAKI SPOSÓB". Wcale nie zdziwiłbym się, gdybym otworzył oczy, a po Heather nie byłoby żadnego śladu. Jednak kiedy to zrobiłem bruneta dalej siedziała oparta i wpatrzona w moją osobę. Za wszelką cenę chciałem coś palnąć, ale tka bardzo nie wiedziałem co. W sumie uśmiech na jej twarzy może wywołać tylko wspomnienie mojego przerażenia na twarzy i próśb. Cały czas miałem wrażenie, że otworzy usta i zacznie się wyśmiewać, ale wiecie co? tak bardzo mnie to nie obchodziło, że aż przerażało. Moja bezradność w tamtym momencie... teraz jak na to popatrzeć, to też bym się uśmiał. W każdym razie jeśli ciemnooka odezwie się chociażby słowem, przypomnę jej jak ona była w podobnej sytuacji - równie bezradna i zrozpaczona.
Na samą myśl moje kąciki ust drgnęły lekko.
- Więc jesteśmy kwita? - spytałem wpatrując się w jej czarne oczy. Miałem przeczucie, że to będą moje jedyne słowa do końca dnia. Chociaż, kogo ja oszukuję? Moja jadaczka zamknie się dopiero wtedy, jak dostanę kulką w łeb...
- Tak... - odpowiedziała, choć wydawało mi się, że chciała powiedzieć coś więcej.
W każdym razie odepchnąłem tą myśl na bok skupiając się - ponownie - na zrujnowanym budynku. Dalej na nieco chwiejnych nogach wstałem i podszedłem do auta. Spojrzałem zza samochodu wraz z Heather, a kiedy oboje uznaliśmy, że teren o dziwo jest czysty przebiegliśmy na druga stronę. Im bliżej byliśmy celu, tym więcej niepewności się we mnie zbierało. Kolejna fala pytań zalała mój mózg, ale w końcu udało nam się dojść bez szwanku, bez żadnego ataku i zostawiania na pastwę losu...
Wejście przez okno nie należało do przyjemnych, zwłaszcza, że pomagając dziewczynie wleźć dostajesz butem po twarzy, no ale cóż. Chyba muszę zacznę się przyzwyczajać. Później wystarczyło przejść przez labirynt korytarzy, by znaleźć się na drugim piętrze. W końcu znaleźliśmy się w pokoju wielkości przeciętnego salonu. Jedynym źródłem światła były wpadające przez szczeliny w oknach pojedyncze promienie światła. Ale szybko zająłem się paletą desek i od razu zrobiło się jaśniej.
- Więc, witaj w moim nadzwyczaj spokojnym, zacisznym i bezpiecznym od wszelkiego dziadostwa miejscu - powiedziałem nawet poważnie starając się, by nie wpleść w wypowiedź nieco sarkazmu. - Zazwyczaj przychodzę tu tylko, by odpocząć... - podrapałem się po karku - więc wiele tu nie znajdziesz. Zawsze możesz niepostrzeżenie wyjść, już wiesz, gidze jest wyjście - mruknąłem siadając na materacu obłożonym stertą koców. Spojrzałem na dziewczynę, ale w tamtym momencie jakoś ochota na wpatrywanie się w nią minęła, więc kiedy tylko napotkałem jej wzrok od razu spojrzałem w stronę okna.
<H.? Nawet nie skomentuję tego czegoś, co nazwałam opowiadaniem>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz