"Nie spudłuj, nie spudłuj..." - powtarzałem w myślach zatrzymując powietrze w płucach. Moje dłonie trzęsły się mimowolnie; nie potrafiłem dokładnie wycelować w pieprzonego, na pół martwego człowieka! Dawno nie używałem broni palnej. Z resztą dawno nie byłem tak blisko Zimnych. A mówiąc "dawno" mam na myśli dwa dni. Ogarnięty nutą strachu wymieszanego ze złością, a raczej irytacją zacząłem strzelać. Trafiłem w głowę dopiero za trzecim razem. Stworzenie upadło momentalnie sztywniejąc, a ja wypuściłem powietrze czując, jak napięcie ulatuje razem z nim, zastępując go opanowaniem. Poruszyłem się, obracając do dziewczyny, która w mgnieniu oka wycelowała we mnie strzałę.
- Uważaj, bo sobie tym oko wydłubiesz - powiedziałem przyciszonym głosem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak długo się nie odzywałem. Odsunąłem strzałę, którą nieznajoma mogła w każdej chwili wypuścić, a później kucnąłem wpatrując się w jej ciemne oczy.
- Dzięki - usłyszałem.
Przeczesała dłonią hebanowe włosy patrząc się a mnie równie nieustępliwie jak ja na nią. na chwilę świat przestał istnieć. Po prostu siedziałem i patrzyłem na nieruchomą dziewczynę, jakbym obserwował obraz w muzeum próbując go zrozumieć, rozgryźć. Nie spuszczałem wzroku z jej mrocznych oczu, ale w pewnym momencie gwałtownie zaczerpnąłem powietrza i zatrzymałem je na parę sekund przy okazji zastanawiając się nad tym, co mógłbym powiedzieć. Spytać o imię? Nie, skoro odejdzie, nie będzie mi potrzebne. Może co tu robi? Nie, głupie. Jak dała się tak otoczyć? Ech... Gdybym o to spytał, pewnie dostałbym w twarz. Czy wszystko w porządku? W ŻYCIU. Została prawie zjedzona żywcem, a ja mam się jej spytać, czy wszystko w porządku? Właśnie. Jeśli jest ranna, to...
Nachyliłem się ku niej, by chwycić za rękę, którą schowała za plecami, jednocześnie drastycznie przybliżając swoją twarz do jej. Dzieliły nas tylko centymetry. Ruch był tak nagły, że dziewczyna odsunęła się automatycznie. W ciągu tak bliskiego kontaktu trwającego zaledwie pół sekundy zdołałem tylko odróżnić źrenicę od tęczówki jej oczu. Na szczęście zdążyłem chwycić ją za nadgarstek.
- Chodź - zdołałem wydusić tylko tyle i pociągnąłem lekko. Nieco nachalnie, jednak tak, by wyczuła, że nie mam złych zamiarów. Choć po akcji przed chwilą... ech, czasami mam ochotę paść na ziemię i leżeć bez celu, czekać na pożarcie.
- Gdzie...? - spytała cicho.
- W bezpieczne miejsce.
Całą drogę żadne z nas nic nie mówiło. Bo właściwie o czym? To, doprawdy, żałośnie śmiesznie, że żyjąc sam, nie mając nikogo i boku chcesz za wszelką cenę odezwać się do kogoś innego niż do swojego odbicia, a kiedy już kogoś znajdziesz - siedzisz z zasznurowanymi ustami.
Prócz bandy Zimnych, która zaatakowała towarzyszącą mi teraz dziewczynę nie spotkaliśmy żadnych mutantów. Droga była prosta, trudniej było się nam ukrywać przed ewentualnym zagrożeniem. Po obu stronach ulicy pokrytej kurem, starymi reklamówkami i innymi kolorowymi śmieciami ciągnęły się jednorodzinne domy. Biegnąc i przemieszczając się między samochodami patrzyłem w okna. Zdarzyło mi się ujrzeć blade postacie, ale po parokrotnym mrugnięciu okazywały się być tylko firankami lub wysokimi lampami.
"SPAĆ, SPAĆ, SPAĆ..." - mówił mój umysł, a ja jak ten osioł mówiłem "nie".
Zatrzymałem się nagle kucnąwszy przy czymś, co kiedyś nazywało się autem i oparłem łokcie o maskę.
- Widzisz ten budynek? - wskazałem na budowlę, która wyglądała najgorzej z wszystkich ją otaczających. - Wystarczy się tam przedostać i będziemy bezpieczni. - Zwilżyłem suche usta i spojrzałem na nią po raz kolejny. Szatynka wytrzeszczyła oczy i uniosła brwi.
- Tam mamy być bezpieczni? - wskazała drwiąco palcem. - Ten dom wygląda, jakby miał się zaraz zawalić! - powiedziała wyraźnie powstrzymując krzyk.
- A co dziś na takie nie wygląda? - spytałem na co dziewczyna spuściła wzrok i zacisnęła usta w cienką linie.
- Możesz mnie już puścić. - Jej słowa brzmiały jak pytanie i rozkaz pomieszane razem. Przez chwilę nie wiedziałem o co chodzi, ale szybko zrozumiałem. Wykonałem polecenie odwracając głowę by ukryć wyraz wielkiego grymasu. Nie pamiętałem, że cały czas trzymałem dziewczynę... Muszę się w końcu porządnie wyspać. Przetarłem dłonią oczy i przeczesałem włosy rozglądając się za czymś, co mogłoby nam zagrozić na tym krótkim odcinku do 'schronienia'.
Heather? Opowiadanie zostało napisane, zmielone, zjedzone, zwrócone, zjedzone i zwrócone jeszcze raz. Ech, później będzie lepiej D:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz