Zmrużyłam swoje czarne ślepia, rzucając w jego stronę lodowate spojrzenia, wypracowane przez te wszystkie lata, gdy stąpałam twardo po ziemi. Mój umysł wciąż nie potrafił powiązać faktów i zrozumieć, czemu ten baran pozwolił zrobić z siebie kolację, i to w tak łatwy sposób! Przecież dla świadka postronnego mogłoby wyglądać to tak, jakby chciał popełnić samobójstwo, wychodząc ze swojej bezpiecznej kryjówki do świata Zimnych. Warknęłam pod nosem i jeszcze bardziej zgięłam nogi w kolanach, przypatrując się temu, co działo się przede mną.
A faktem niezaprzeczalnym było to, że młodzik był w totalnym gównie. Piątka Zimnych spoglądała na niego, wytężając wszelkie zmysły, tym samym pokazując, że w tym móżdżku coś im nie gra. Za to Ashton, o ile wierzyć jego słowom, stał w samym centrum zamieszania, oparty o drzwi, przez które chciał przejść. Dla niektórych mógł być posągiem - bo właśnie tak wyglądał. Blady, nieruchomy. Jedynie gwałtowne unoszenie się klatki piersiowej zapewniało mnie w tym, ze chłopak jednak wciąż żył. Co więcej, jego niebieskogranatowe tęczówki były wbite we mnie i cały czas powtarzały niemą prośbę.
Pomóż, pomóż, pomóż.
Pomóż, pomóż, pomóż.
Zagryzłam lekko wargę, przechylając się w jego stronę, by dokładniej otaksować sytuację. To karma. - stwierdziła moja podświadomość, przeczesując swoje rude włosie. Bo właśnie tak sobie wyobrażałam ten, teoretycznie rozsądny, głos w mojej głowie; jako wysoką, rudowłosą dziewczynę ze szmaragdowymi oczyma, co chwilę posyłającymi mi zołzowate spojrzenie. - Zostaw go. I tak w końcu byś to zrobiła, a kiedy zrobisz to teraz, to zajmą się chłopakiem, a Ty będziesz mieć czas na ucieczkę.
Tym razem musiałam przyznać jej rację. Tak będzie lepiej - prędzej czy później zostawiłabym go, bo przecież jestem pieprzoną egoistką. Gdzieś z tyłu głowy usłyszałam warknięcie od strony rudej, co miało znaczyć 'Powiedz tak jeszcze raz', ale zbagatelizowałam to i ostatni raz spojrzałam w te niebieskie oczy, teraz wypełnione strachem. Westchnęłam w tym samym momencie, w którym Zimni ruszyli do ataku, po czym poruszyłam ustami mówiąc 'przepraszam'; zasalutowałam energicznie z cwanym uśmieszkiem na ustach i wyśliznęłam się zza auta, podbiegając szybko do innego pojazdu, oddalonego od poprzedniej kryjówki. Wskoczyłam na maskę i odwróciłam się do bruneta, który patrzył na mnie z przerażeniem i wyrzutem; czy mi się wydawało, czy to łzy w końcówkach jego oczu?
Nie dane było mi to jednak ocenić, gdyż w mgnieniu oka obraz zastąpił mi Szwędacz, z rykiem rzucający się na chłopaka. Wzruszyłam ramionami. To moja szansa. Zwinnie wskoczyłam na dach samochodu, poszukując miejsca zaczepienia na budynku; i jest łut szczęścia. Złapałam się jakiegoś balkonu, podciągając się szybko i wskakując na jego pomoc.
- Proszę... - Do moich uszu dobiegł cichy szept, przecinający odgłosy walki. Wciągnęłam gwałtownie powietrze. - Heather, nie zostawiaj mnie tak! - Tym razem słowa zostały wypowiedziane o wiele głośniej, przypominały trochę wrzask wściekłości pomieszany z jękiem bezradności. Po moim karku przebiegły lodowate dreszcze. Nie - warknęła ruda, patrząc na mnie wściekle. Ale ja już podjęłam decyzję. Bez przeszkód wskoczyłam na ramę balkonu, łapiąc się jej oburącz, tym samym łapiąc drogocenną równowagę. - Będziesz tego żałować.
Całkowicie ignorując swoją podświadomość, zeskoczyłam z balkonu wprost na dach samochodu; moje znoszone trampki odbiły się od faktury podjazdu bez praktycznie żadnego dźwięku, a moje spojrzenie przebiegło w stronę Ashtona.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc. Boże, on ma przejebane. W dłoni chłopaka, który stał w pozycji bojowej, znajdował się sztylet, cały ubabrany krwią. Ale cóż z tego, że dwóch leżało już przygwożdżonych do ziemi, gdy trójka nadal na niego czyhała? Dodatkowo widać było, że nie wiedział, co ma dalej robić. Spojrzałam na niego uważnie; nie zauważył tego, że się cofnęłam, żeby mu pomóc. Złapałam za łuk, za jednym zamachem biorąc też strzałę. W parę sekund naciągnęłam amunicję na cięciwę, który przysunęłam bliżej siebie i bez zawachania puściłam. Świst przeciął powietrze, a potem do moich uszu dobiegł nieprzyjemny odgłos wbijania ostrego przedmiotu w ciału. Tak, jak miała, strzała trafiła zimnego prosto w głowę. Bez żadnych problemów, w przeciągu milisekund, ponownie złapałam za strzałę i wymierzyłam w kolejnego stwora. W czasie lotu zrobiłam to samo z trzecią, tym razem w locie; gdyż zeskoczyłam z dachu pojazdu, doskakując do świeżo uratowanego chłopaka.
Kiedy ostatnie ciało uderzyło z łoskotem o ziemię, zobaczyłam, jak chłopak opiera się o drzwi i zjeżdża po nich, przysiadając obok ciał Zimnych. Oddychając ciężko postąpiłam tak samo, dalej trzymając się pulsującej w żyłach adrenalinie. Jedyny odgłos, jaki w tym momencie dochodził do moich uszu, to nasze głębokie i szybkie oddechy, może na uspokojenie, może jakieś inne gówno.
Unormowałam oddech, opierając się o te cholerne drzwi, przy okazji obserwując chłopaka. Nie odzywaliśmy się do siebie - bo żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Po prostu spoglądaliśmy sobie w oczy, kryjąc wszelkie uczucia. Uśmiechnęłam się lekko, biorąc kolejną dawkę tlenu do płuc.
- Heterochromia, hę? - Spytałam, patrząc w jego oczy. Musiałam jakoś zacząć temat, a wolałam, żeby on tego nie robił słowami 'Tępa szmato, jak mogłaś mnie zostawić'.
Tym razem musiałam przyznać jej rację. Tak będzie lepiej - prędzej czy później zostawiłabym go, bo przecież jestem pieprzoną egoistką. Gdzieś z tyłu głowy usłyszałam warknięcie od strony rudej, co miało znaczyć 'Powiedz tak jeszcze raz', ale zbagatelizowałam to i ostatni raz spojrzałam w te niebieskie oczy, teraz wypełnione strachem. Westchnęłam w tym samym momencie, w którym Zimni ruszyli do ataku, po czym poruszyłam ustami mówiąc 'przepraszam'; zasalutowałam energicznie z cwanym uśmieszkiem na ustach i wyśliznęłam się zza auta, podbiegając szybko do innego pojazdu, oddalonego od poprzedniej kryjówki. Wskoczyłam na maskę i odwróciłam się do bruneta, który patrzył na mnie z przerażeniem i wyrzutem; czy mi się wydawało, czy to łzy w końcówkach jego oczu?
Nie dane było mi to jednak ocenić, gdyż w mgnieniu oka obraz zastąpił mi Szwędacz, z rykiem rzucający się na chłopaka. Wzruszyłam ramionami. To moja szansa. Zwinnie wskoczyłam na dach samochodu, poszukując miejsca zaczepienia na budynku; i jest łut szczęścia. Złapałam się jakiegoś balkonu, podciągając się szybko i wskakując na jego pomoc.
- Proszę... - Do moich uszu dobiegł cichy szept, przecinający odgłosy walki. Wciągnęłam gwałtownie powietrze. - Heather, nie zostawiaj mnie tak! - Tym razem słowa zostały wypowiedziane o wiele głośniej, przypominały trochę wrzask wściekłości pomieszany z jękiem bezradności. Po moim karku przebiegły lodowate dreszcze. Nie - warknęła ruda, patrząc na mnie wściekle. Ale ja już podjęłam decyzję. Bez przeszkód wskoczyłam na ramę balkonu, łapiąc się jej oburącz, tym samym łapiąc drogocenną równowagę. - Będziesz tego żałować.
Całkowicie ignorując swoją podświadomość, zeskoczyłam z balkonu wprost na dach samochodu; moje znoszone trampki odbiły się od faktury podjazdu bez praktycznie żadnego dźwięku, a moje spojrzenie przebiegło w stronę Ashtona.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc. Boże, on ma przejebane. W dłoni chłopaka, który stał w pozycji bojowej, znajdował się sztylet, cały ubabrany krwią. Ale cóż z tego, że dwóch leżało już przygwożdżonych do ziemi, gdy trójka nadal na niego czyhała? Dodatkowo widać było, że nie wiedział, co ma dalej robić. Spojrzałam na niego uważnie; nie zauważył tego, że się cofnęłam, żeby mu pomóc. Złapałam za łuk, za jednym zamachem biorąc też strzałę. W parę sekund naciągnęłam amunicję na cięciwę, który przysunęłam bliżej siebie i bez zawachania puściłam. Świst przeciął powietrze, a potem do moich uszu dobiegł nieprzyjemny odgłos wbijania ostrego przedmiotu w ciału. Tak, jak miała, strzała trafiła zimnego prosto w głowę. Bez żadnych problemów, w przeciągu milisekund, ponownie złapałam za strzałę i wymierzyłam w kolejnego stwora. W czasie lotu zrobiłam to samo z trzecią, tym razem w locie; gdyż zeskoczyłam z dachu pojazdu, doskakując do świeżo uratowanego chłopaka.
Kiedy ostatnie ciało uderzyło z łoskotem o ziemię, zobaczyłam, jak chłopak opiera się o drzwi i zjeżdża po nich, przysiadając obok ciał Zimnych. Oddychając ciężko postąpiłam tak samo, dalej trzymając się pulsującej w żyłach adrenalinie. Jedyny odgłos, jaki w tym momencie dochodził do moich uszu, to nasze głębokie i szybkie oddechy, może na uspokojenie, może jakieś inne gówno.
Unormowałam oddech, opierając się o te cholerne drzwi, przy okazji obserwując chłopaka. Nie odzywaliśmy się do siebie - bo żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. Po prostu spoglądaliśmy sobie w oczy, kryjąc wszelkie uczucia. Uśmiechnęłam się lekko, biorąc kolejną dawkę tlenu do płuc.
- Heterochromia, hę? - Spytałam, patrząc w jego oczy. Musiałam jakoś zacząć temat, a wolałam, żeby on tego nie robił słowami 'Tępa szmato, jak mogłaś mnie zostawić'.
Ashton? W sumie Cię nie zostawiłam no!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz