IMIĘ I NAZWISKO: Heather Vivian Deinott
DATA URODZENIA: 5 Lipca 2023 roku
PŁEĆ: Kobieta
ORIENTACJA: Heteroseksualna; w chwilach wielkiej zadumy, lub gdy ucieka przed Zimnymi, nachodzą ją jednoznaczne myśli na temat zmiany swojej orientacji, jednak szybko porzuca ten pomysł i albo kręci rozbawiona głową, albo odwraca się i wymierza strzałę w mózg monstra.
CECHY CHARAKTERU: Zgnij w piekle, zozłowata suko!
Jako słowa, które słyszane były przez Heather codziennie, słowa, które nawet jej nie obchodziły, co najwyżej bawiły i sprawiały, że miała ochotę zacząć się śmiać na cały głos. Wiele osób uważa ją jako żywą wersję Zimnej - arogancka, wszędobylska, zaciekła, ciekawska, zołzowata, a przede wszystkim, niebezpieczna. Czy taka była? Sama już się zastanawiała nad tym; owszem, łatwo ulega silnym emocjom, na przykład gniewowi czy też smutkowi, ale żeby aż tak, by stać się agresywną? Zawsze robiła wszystko, by zachować przy sobie swoich znajomych. Robiła dla nich wszystko, nie zważając na to, że może za to zapłacić wysoką cenę, nikomu nie potrzebną. Starała się nikomu nie podpaść, żyła według tego, co mówili jej znajomi, słuchała się ich jak cholerny pies swojego właściciela, spijała każde słowa z ust swoich rówieśników i dostosowywała się do nich, chcąc każdemu dogodzić. Przyjmowała wszystkie obelgi, i mimo, że chciała przez nie zwinąć się w kłębek i płakać, pozostawała twarda, twierdząc, że nikt nie może jej zranić. Nie chciała pozwalać sobą pomiatać i nie zdawała sobie sprawy z tego, że stała się po prostu zabawką, marionetką w rękach bezdusznych znajomych, którzy manipulowali nią w każdym możliwym momencie ich życia. Nienawidziła siebie za to, że musiała udawać kogoś innego, żeby nie zostać usuniętą ze społeczeństwa, w którym na prawdę nie chciała być, na dobrą sprawę. Nie potrafiła się jednak przełamać, więc trwała w otoczeniu swoich fałszywych przyjaciół, będąc ich prywatną marionetką, pozwalając na każde pomiatanie nią. Była zbyt nieśmiała, by odezwać się do innej grupki, więc żyła niczym cicha myszka, czując się jak szczur eksperymentalny, jak coś, co jest nic nie warte. Słuchała się innych i to było jej zgubą.
Doszło do tego, że spoglądała w lustro, krzycząc, że jest nikim, że jest słaba, i pokona innych tylko wtedy, kiedy pokona samą siebie. Wymyślała sobie coraz to większe cele, wyższe poprzeczki, tym samym niszcząc siebie, swój charakter, swoją osobowość, tworząc pustą skorupę, nic nie wartą istotę bez duszy, jedynie z odpornością na cały ból, jaki ktokolwiek mógł jej zadać. Wtedy siostra siłą zaciągnęła ją do psychologa, który stwierdził u niej zaburzenia osobowości typu borderline, pozwolił jej normalnie żyć i nakierował na ścieżkę, którą powinna dążyć. I wtedy powstała nowa Heather: silna, niezależna, pewna siebie. I mimo, że miała wahania nastrojów, wiedziała, że jest w stanie pokonać każdą najmniejszą kłodę, postawioną na jej drodze, z gracją i najbardziej jadowicie jak tylko potrafiła. Usamodzielniła się, zbuntowała przeciw własnemu obłędowi, zmieniła swoje życie o 180 stopni, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Udowodniła, że chcieć znaczy móc.
Odcięła się od toksycznego towarzystwa i ukształtowała swój charakter, nawet na bazie zachwianej osobowości. Przestałą ufać ludziom, zamknęła swoje uczucia dla innych i stała się jedną wielką zagadką otoczenia. Ton z miłego i posłusznego zmienił się w buńczuczny i pyskaty, przymilny uśmiech przekształcił się w zawadiacki oraz wredny, a zgoda na wszystko zeszła ze swojego stanowiska na rzecz dumy i honoru. Pewność siebie wypełniła całe ciało nastolatki, wykurzyła wszelkie oznaki tchórzostwa czy też uległości. Część dziewczyny, która była zawsze zamknięta w drugiej stronie lustra, zamieniła się miejscami ze zwykłą, szarą masą społeczeństwa, i tak powstała nowa Heather Vivian Deinott.
Apokalipsa niewiele zmieniła w jej toku myślenia. O wiele więcej miał na niego wpływ wypadek ojca, który defakto sama spowodowała. Po nim stała się jeszcze bardziej skryta i gburliwa, niż zawsze, odtrącała od siebie wszystkich i żyła na własną rękę. I tak jest do dziś - Heather jest święcie przekonana, że nie potrzebuje się nikogo radzić, żyje na własny rachunek i kieruje się własnymi instynktami, trzymając dumnie głowę w górze, by pokazać tym światu, że nikt nie da rady jej złamać. Że jest ponad wszystkie przeszkody, że cokolwiek, ktokolwiek by próbował, ona i tak wstanie z popiołów, jeszcze silniejsza niż była. Jak feniks - właśnie do tego zwierzęcia się przyrównuje, zupełnie jak jej psycholog, który wyciągnął ją z jej obłędu.
Mimo całej tej tabliczki złej i zbuntowanej dziewczyny, Border Collie ma jedną wadę - a mianowicie, przywiązanie. Jeśli komuś zaufa (co jest tak kurewsko rzadkie jak przespanie spokojnie nocy w dzisiejszych czasach) i zostanie z kimś na długo, przywiązuje się do danej osoby. To efekt uboczny BPD. I właśnie dlatego źle znosi zdrady czy inne tego typu zachowania. Jeśli ktoś już się raz poślizgnął, ona omija go szerokim łukiem i nie wybacza błędów, przy okazji starając się ukoić ranę, jaką dana osoba jej zadała - psychiczną. Kiedy ktoś odejdzie, pożarty przez Zimnych, zaprzestaje mówić. Dosłownie, zamyka się w sobie i potrafi cały tydzień nie pisnąć słówka, aż tu nagle rano wstanie i zacznie podśpiewywać jakieś głupie piosenki z bajek o kucykach. Dba o osoby, do których się przywiązała, najbardziej jak tylko potrafi, robi dla nich wszystko, byleby byli szczęśliwi. Przejmuje od nich ich ból i nie obchodzi ją, że ona cierpi na tym najbardziej - dla niej najważniejsze jest, by osoby bliskie jej były bezpieczne.
Tak, nie obchodzi jej własny stan, dlatego też nie powinna być samodzielna. W dzisiejszych czasach nie wystarcza lisi spryt, którym się wykazuje, manewrowanie ciałem w hordzie zombie czy też rącze nogi w każdej chwili gotowe do ataki. Nie wystarcza siła, którą każda osoba się posługuje, ani najcichsza broń do odstrzelenia Zimnego, tym bardziej olbrzymia ilość zapasów, jaką możesz sobie uzbierać. Jedyne, co może pomóc, to grupa. Wiele osób, zaufanych, które ochronią się w zajemnie, będą się o siebie troszczyć i działaś na korzyść każdego. I właśnie tego unika Heather - nie chce dołączać do żadnej grupy. Nie z racji tego, że nie potrzebuje, doskonale sobie zdaje sprawę, że to by było najlepsza. Ale przejechała się na grupie ze Spectrum, na ich brutalności i bezwzględności. To jest powód, dla którego nie chce dołączać do żadnej grupy. Boi się, że historia zatoczy się kręgiem, i znów będzie musiała zaczynać prawie samobójczą misję, by odejść od apodyktycznych dupków i zacząć życie na nowo.
Jako słowa, które słyszane były przez Heather codziennie, słowa, które nawet jej nie obchodziły, co najwyżej bawiły i sprawiały, że miała ochotę zacząć się śmiać na cały głos. Wiele osób uważa ją jako żywą wersję Zimnej - arogancka, wszędobylska, zaciekła, ciekawska, zołzowata, a przede wszystkim, niebezpieczna. Czy taka była? Sama już się zastanawiała nad tym; owszem, łatwo ulega silnym emocjom, na przykład gniewowi czy też smutkowi, ale żeby aż tak, by stać się agresywną? Zawsze robiła wszystko, by zachować przy sobie swoich znajomych. Robiła dla nich wszystko, nie zważając na to, że może za to zapłacić wysoką cenę, nikomu nie potrzebną. Starała się nikomu nie podpaść, żyła według tego, co mówili jej znajomi, słuchała się ich jak cholerny pies swojego właściciela, spijała każde słowa z ust swoich rówieśników i dostosowywała się do nich, chcąc każdemu dogodzić. Przyjmowała wszystkie obelgi, i mimo, że chciała przez nie zwinąć się w kłębek i płakać, pozostawała twarda, twierdząc, że nikt nie może jej zranić. Nie chciała pozwalać sobą pomiatać i nie zdawała sobie sprawy z tego, że stała się po prostu zabawką, marionetką w rękach bezdusznych znajomych, którzy manipulowali nią w każdym możliwym momencie ich życia. Nienawidziła siebie za to, że musiała udawać kogoś innego, żeby nie zostać usuniętą ze społeczeństwa, w którym na prawdę nie chciała być, na dobrą sprawę. Nie potrafiła się jednak przełamać, więc trwała w otoczeniu swoich fałszywych przyjaciół, będąc ich prywatną marionetką, pozwalając na każde pomiatanie nią. Była zbyt nieśmiała, by odezwać się do innej grupki, więc żyła niczym cicha myszka, czując się jak szczur eksperymentalny, jak coś, co jest nic nie warte. Słuchała się innych i to było jej zgubą.
Doszło do tego, że spoglądała w lustro, krzycząc, że jest nikim, że jest słaba, i pokona innych tylko wtedy, kiedy pokona samą siebie. Wymyślała sobie coraz to większe cele, wyższe poprzeczki, tym samym niszcząc siebie, swój charakter, swoją osobowość, tworząc pustą skorupę, nic nie wartą istotę bez duszy, jedynie z odpornością na cały ból, jaki ktokolwiek mógł jej zadać. Wtedy siostra siłą zaciągnęła ją do psychologa, który stwierdził u niej zaburzenia osobowości typu borderline, pozwolił jej normalnie żyć i nakierował na ścieżkę, którą powinna dążyć. I wtedy powstała nowa Heather: silna, niezależna, pewna siebie. I mimo, że miała wahania nastrojów, wiedziała, że jest w stanie pokonać każdą najmniejszą kłodę, postawioną na jej drodze, z gracją i najbardziej jadowicie jak tylko potrafiła. Usamodzielniła się, zbuntowała przeciw własnemu obłędowi, zmieniła swoje życie o 180 stopni, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Udowodniła, że chcieć znaczy móc.
Odcięła się od toksycznego towarzystwa i ukształtowała swój charakter, nawet na bazie zachwianej osobowości. Przestałą ufać ludziom, zamknęła swoje uczucia dla innych i stała się jedną wielką zagadką otoczenia. Ton z miłego i posłusznego zmienił się w buńczuczny i pyskaty, przymilny uśmiech przekształcił się w zawadiacki oraz wredny, a zgoda na wszystko zeszła ze swojego stanowiska na rzecz dumy i honoru. Pewność siebie wypełniła całe ciało nastolatki, wykurzyła wszelkie oznaki tchórzostwa czy też uległości. Część dziewczyny, która była zawsze zamknięta w drugiej stronie lustra, zamieniła się miejscami ze zwykłą, szarą masą społeczeństwa, i tak powstała nowa Heather Vivian Deinott.
Apokalipsa niewiele zmieniła w jej toku myślenia. O wiele więcej miał na niego wpływ wypadek ojca, który defakto sama spowodowała. Po nim stała się jeszcze bardziej skryta i gburliwa, niż zawsze, odtrącała od siebie wszystkich i żyła na własną rękę. I tak jest do dziś - Heather jest święcie przekonana, że nie potrzebuje się nikogo radzić, żyje na własny rachunek i kieruje się własnymi instynktami, trzymając dumnie głowę w górze, by pokazać tym światu, że nikt nie da rady jej złamać. Że jest ponad wszystkie przeszkody, że cokolwiek, ktokolwiek by próbował, ona i tak wstanie z popiołów, jeszcze silniejsza niż była. Jak feniks - właśnie do tego zwierzęcia się przyrównuje, zupełnie jak jej psycholog, który wyciągnął ją z jej obłędu.
Mimo całej tej tabliczki złej i zbuntowanej dziewczyny, Border Collie ma jedną wadę - a mianowicie, przywiązanie. Jeśli komuś zaufa (co jest tak kurewsko rzadkie jak przespanie spokojnie nocy w dzisiejszych czasach) i zostanie z kimś na długo, przywiązuje się do danej osoby. To efekt uboczny BPD. I właśnie dlatego źle znosi zdrady czy inne tego typu zachowania. Jeśli ktoś już się raz poślizgnął, ona omija go szerokim łukiem i nie wybacza błędów, przy okazji starając się ukoić ranę, jaką dana osoba jej zadała - psychiczną. Kiedy ktoś odejdzie, pożarty przez Zimnych, zaprzestaje mówić. Dosłownie, zamyka się w sobie i potrafi cały tydzień nie pisnąć słówka, aż tu nagle rano wstanie i zacznie podśpiewywać jakieś głupie piosenki z bajek o kucykach. Dba o osoby, do których się przywiązała, najbardziej jak tylko potrafi, robi dla nich wszystko, byleby byli szczęśliwi. Przejmuje od nich ich ból i nie obchodzi ją, że ona cierpi na tym najbardziej - dla niej najważniejsze jest, by osoby bliskie jej były bezpieczne.
Tak, nie obchodzi jej własny stan, dlatego też nie powinna być samodzielna. W dzisiejszych czasach nie wystarcza lisi spryt, którym się wykazuje, manewrowanie ciałem w hordzie zombie czy też rącze nogi w każdej chwili gotowe do ataki. Nie wystarcza siła, którą każda osoba się posługuje, ani najcichsza broń do odstrzelenia Zimnego, tym bardziej olbrzymia ilość zapasów, jaką możesz sobie uzbierać. Jedyne, co może pomóc, to grupa. Wiele osób, zaufanych, które ochronią się w zajemnie, będą się o siebie troszczyć i działaś na korzyść każdego. I właśnie tego unika Heather - nie chce dołączać do żadnej grupy. Nie z racji tego, że nie potrzebuje, doskonale sobie zdaje sprawę, że to by było najlepsza. Ale przejechała się na grupie ze Spectrum, na ich brutalności i bezwzględności. To jest powód, dla którego nie chce dołączać do żadnej grupy. Boi się, że historia zatoczy się kręgiem, i znów będzie musiała zaczynać prawie samobójczą misję, by odejść od apodyktycznych dupków i zacząć życie na nowo.
APARYCJA: Zacznijmy od ogólnego opisu idealnej nastolatki (zwanej Mary Sue) sprzed dzisiejszych czasów, to jest zagłady i apokalipsy. Ciało ów dziewczyny jest idealne, chude, ale nie kościste, bardziej uznałabym je jako anorektycznie kościste z widocznymi, naturalnymi krągłościami. Co dalej? Długie, blond loki, które właścicielka niewątpliwie pielęgnuje tonami lakierów, odżywek i innych pierdół, rzecz jasna z czystego i pewnego źródła, nic na lewo, są pięknie i podskakują jak pieprzone sprężynki na plecach dziewczyny, przy okazji otulając jej idealną talię jak u lalki barbie. Twarz jest przykryta lekkim makijażem, a mówiąc lekkim mam na myśli tonę tapety, którą może ściągnąć jedynie młotek i kołek. Wielkie oczy, oczywiście bez okularów, tylko soczewki, oczywiście niebieskie, bo jak inaczej, świdrują wszystkich zołzowatym i pustym jak monopolowy po sylwestrze spojrzeniem. Zdzirowate, markowe ubrania, które przysłaniają idealne ciało prosto spod skalpela, czyli krótkie spódniczki i koszulki odsłaniające płaski brzuch oraz pępek, w którym tkwi kolczyk mówiący każdemu napotkanemu 'Ha, biedaku, kosztuję więcej niż Twoje życie'. Nie zapominajmy oczywiście o tym, iż ciało owej delikwentki obowiązkowo jest całe wydepilowane. Mówiąc całe, właśnie to mam na myśli. Całe. Oh, wspomniałam o badziewnych tatuażach, które w zamiarze miały być pociągające, a efekt jest, jaki jest? No i perfumy; ostry zapach od Chanel, który czuć od dziewczyny na końcu miasta. To wyciek z fabryki perfum? Nie, to po prostu Mary Sue idzie do galerii na drugim końcu miasta. Dopełnieniem całej tej wspaniałości są albo markowe buty pokroju superstarów, ewentualnie air maxów, albo ciężkie i wielkie buty wojskowe, bo przecież nie jestem taka jak inne.
Skoro mamy już ogólny zarys wyglądu typowej nastolatki jeszcze w latach, gdy nikogo nie goniły zgniłe, jęczące ciała, spójrzmy teraz na zupełne przeciwieństwo: Heather Deinott.
Border Collie to w miarę wysoka dziewczyna, licząca sobie równo 174 cm. Jej ciało nie jest tak chorobliwie kościste, jak wielu jej koleżanek - owszem, wygląda na lekką niedowagę, ale bez przesady. Jej sylwetka ma kształt klepsydry, podkreślają dość szerokie biodra i całkowicie naturalne piersi. W przeciwieństwie do wcześniej opisanej Mary Sue, włosy Heather są czarne niczym bezgwiezdna noc, długie, postrzępione w końcówkach i również kręcone. Po uczesaniu prezentują sobą piękne i zwięzłe nic, potocznie zwane również gniazdem, które kręci się wokół całej postawy dziewczyny, przybierając najdziwniejsze formy, zaczynając od niechlujnego koka przez wysokiego kuca po dobieranego warkocza. Oczywiście, przy okazji drażnią właścicielkę, która często wychodzi z założenia, że jeśli zaraz ich nie zetnie to dostanie kurwicy i kociej mordki. Makijaż? A kiedykolwiek istniało coś takiego? Polowe warunki nie mają w swoim zaopatrzeniu nawet przyzwoitego lustra, co dopiero jakiekolwiek upiększające kosmetyki. Kolor oczu Panny Deinott to, dosłownie, demoniczna czerń, niemal szaleńcza. Dziewczyna ma czarną oprawkę oczu, czarne i długie rzęsy okalają jej tęczówki, a wąskie i zgrabne brwi dopełniają jej uroczego i względnie bezpiecznego wyglądu. Jej długie nogi zwykle odziane są szczelnie czarnymi, przetartymi spodniami, z wysokim stanem, górna część ciała okryta jest jakimś T-shirtem, zwykle w ciemnych barwach, na który narzucona jest szara bluza, za duża o dwa rozmiary, skitrana któremuś strażnikowi Spectrum dzięki szerokiemu uśmiechowi i głębokiemu dekoltowi. Ha, widzicie, nie tylko nasza Mary Sue daje sobie rade w życiu dzięki wyglądowi. Perfum nie używa żadnych, trudno by to zrobić w dzisiejszych czasach, oczywiście oprócz jednego wyjątku, kiedy to wyrusza na misje wybicia hordy zombiaków od wewnątrz. Tak, zapach zgniłego ciała nie za bardzo jej pasuje. Jedyne, co robi, by nie śmierdzieć jak stary cep spod mostu, to dwa razy dziennie, to jest rano i wieczorem, bierze spokojną kąpiel w pobliskiej rzeczce. Dopełnieniem Heather są jej stare, pobrudzone i lekko przetarte trampki, które w zamiarze miały być białe, ale trochę im nie pykło.
Ale kto w dzisiejszych czasach patrzyłby na wygląd?
Skoro mamy już ogólny zarys wyglądu typowej nastolatki jeszcze w latach, gdy nikogo nie goniły zgniłe, jęczące ciała, spójrzmy teraz na zupełne przeciwieństwo: Heather Deinott.
Border Collie to w miarę wysoka dziewczyna, licząca sobie równo 174 cm. Jej ciało nie jest tak chorobliwie kościste, jak wielu jej koleżanek - owszem, wygląda na lekką niedowagę, ale bez przesady. Jej sylwetka ma kształt klepsydry, podkreślają dość szerokie biodra i całkowicie naturalne piersi. W przeciwieństwie do wcześniej opisanej Mary Sue, włosy Heather są czarne niczym bezgwiezdna noc, długie, postrzępione w końcówkach i również kręcone. Po uczesaniu prezentują sobą piękne i zwięzłe nic, potocznie zwane również gniazdem, które kręci się wokół całej postawy dziewczyny, przybierając najdziwniejsze formy, zaczynając od niechlujnego koka przez wysokiego kuca po dobieranego warkocza. Oczywiście, przy okazji drażnią właścicielkę, która często wychodzi z założenia, że jeśli zaraz ich nie zetnie to dostanie kurwicy i kociej mordki. Makijaż? A kiedykolwiek istniało coś takiego? Polowe warunki nie mają w swoim zaopatrzeniu nawet przyzwoitego lustra, co dopiero jakiekolwiek upiększające kosmetyki. Kolor oczu Panny Deinott to, dosłownie, demoniczna czerń, niemal szaleńcza. Dziewczyna ma czarną oprawkę oczu, czarne i długie rzęsy okalają jej tęczówki, a wąskie i zgrabne brwi dopełniają jej uroczego i względnie bezpiecznego wyglądu. Jej długie nogi zwykle odziane są szczelnie czarnymi, przetartymi spodniami, z wysokim stanem, górna część ciała okryta jest jakimś T-shirtem, zwykle w ciemnych barwach, na który narzucona jest szara bluza, za duża o dwa rozmiary, skitrana któremuś strażnikowi Spectrum dzięki szerokiemu uśmiechowi i głębokiemu dekoltowi. Ha, widzicie, nie tylko nasza Mary Sue daje sobie rade w życiu dzięki wyglądowi. Perfum nie używa żadnych, trudno by to zrobić w dzisiejszych czasach, oczywiście oprócz jednego wyjątku, kiedy to wyrusza na misje wybicia hordy zombiaków od wewnątrz. Tak, zapach zgniłego ciała nie za bardzo jej pasuje. Jedyne, co robi, by nie śmierdzieć jak stary cep spod mostu, to dwa razy dziennie, to jest rano i wieczorem, bierze spokojną kąpiel w pobliskiej rzeczce. Dopełnieniem Heather są jej stare, pobrudzone i lekko przetarte trampki, które w zamiarze miały być białe, ale trochę im nie pykło.
Ale kto w dzisiejszych czasach patrzyłby na wygląd?
SPECJALIZACJA: Ojciec Heather często uczył ją użytkowania prostego łuku, sądząc, że jest to idealny sposób na poprawienie celności i koncentracji; opanowała tę 'sztukę' niemal do perfekcji, niczym Katniss Everdeen. Rodziciel brunetki nie zdawał sobie sprawy z tego, iż umiejętność ta jest bardzo przydatna w dzisiejszych czasach. Atak z użyciem strzał jest o wiele bezpieczniejszy od ataku z pomocą broni palnej; puszczaniu cięciwy nie towarzyszy głośny huk, który na mur beton sprowadzi w okolice strzelającego hordę Zimnych, tylko czekającą na zatopienie podgnitych zębisk w mięsiste ciało człowieka.
HISTORIA: Nikt nigdy nie zastanawiał się, jak to będzie, gdy świat się skończy; nikt w to nie wierzył. Nikt nie wierzył w fakt, że to, co dla nas jest codziennością, kiedyś się zmieni. Nikt nie brał pod uwagi faktu, że kiedyś rutyna może zostać przerwana, nagle i całkowicie niespodziewanie. Że coś się stanie, będzie miało skale światową i zmieni pogląd każdego na świat. Ludzie wątpili, że kiedykolwiek będą drżeć ze strachu przed swoimi bliskimi, a tu proszę: Jeden moment nie uwagi, jedna zbagatelizowana choroba zmieniła wszystko, wypleniła rutynę i zostawiła chaos i zwykłe szaleństwo. No i Zimnych, największą zmorę, z jaką walczyła ludzkość.
Ale jak to się zaczęło dla naszej bohaterki, Heather? Najprawdopodobniej najbardziej pospolicie, jak się tylko dało. Ale przecież zwykłe może być niezwykłym w jednym, prawda? To był ten jeden dzień, bardzo rzadki, kiedy Heather pokłóciła się z Lucille, tak bardzo, że pierwsza dziewczyna wybiegła z domu, zalana łzami, trawiąc w głowie wcześniej usłyszane słowa, które teraz zostały wyparte z pamięci Zimnymi. Co miała zrobić samotna nastolatka, wałęsająca się nocą po ulicach? Odpowiedź jest prosta, nic, więc po prostu usiadła na ławce i pozwoliła łzom znaczyć ścieżkę na jej policzkach, a raniącym słowom ciąć jak brzytwa jej umysł, pozostawiając krwawe rany i uczucie zranienia. I tak siedziała, nie wiadomo ile, ignorując wibracje telefonu, które pojawiały się coraz częściej od ucieczki z domu. Chłód narastał, a emocje opadały, więc Heather w końcu postanowiła wstać i wrócić do swojego mieszkania, co równało się ze stawieniem czoła starszej siostrze. Bynajmniej tak podpowiadała jej ta dobra strona jej osobowości. Zamiast tego, pannica skierowała się w dobrze sobie znaną trasę, którą przebywała niemal każdego dnia, pogrążona w myślach, słuchająca swoich ulubionych piosenek, które wpędzały ją w spokój i stan melancholii. Czym byłoby jednak życie bez adrenaliny? W drodze na cmentarz - bo właśnie to był ten dobrze znany cel - drogę zastąpiło jej ciało. Dokładnie - ciało. Leżące na ziemi, cuchnące i - jęczące. Puls podskoczył, oddech przyspieszył, a dziewczyna, nie zastanawiając się, podeszła do tego czegoś. A może potrzebuje pomocy? Argumentowała, coraz bardziej zbliżając się do truchła na ziemi. Jęk i smród nasilił się, i, o zgrozo, oczom Heather pokazała się cała okazałość Zimnego - rany na ciele, oderwane kończyny, przekrwione, podgnite oczy - a może powinnam powiedzieć oko, gdyś drugie ziało jedną wielką pustką. Jednak krzyk dziewczyny został zagłuszony - w całej okolicy zawył głośny alarm, a megafony na wszelkich słupach zaczęły wydawać komunikaty. 'Wszyscy ludzie niech biegną w stronę skąd dobiega alarm. Tam jest bezpieczne schronienie. Zostawcie wszystko, nie zwracajcie uwagi na nic, po prostu biegnijcie'. W tym samym momencie stały się dwie rzeczy - truchło wstało mozolnie i rzuciło się na dziewczynę z rykiem, gotowe do ataku; z bloków wokół zaczęli wybiegać ludzie, słuchając się głosu z megafonów i biegnąc jak ślepe zwierzęta w stronę namolnego dźwięku. Ludzie tratowali innych, padali ofiarami innych Zimnych, którzy, zwabieni przez hałas, atakowali każdego na swojej drodze. Niewiadomo skąd i jak rozpętało się piekło, w którego środku odnalazła się panna Deinnot. Nie wiele myśląc, nastolatka ruszyła za tłumem ludzi, zgrabnie przeciskając się pomiędzy ludźmi, by nie dać złapać się żadnemu martwemu. Natrętny alarm nie ustępował, sprawiając, że Heather chciała się przekonać, że wszystko było snem, głupią halucynacją, która ją nawiedziła, że zaraz się obudzi i będzie bezpieczna u boku siostry. Lucille! Ciało nastolatki stanęło w miejscu, jakby zatrzymała jej się smycz, przez co wiele osób otumanionych przerażeniem wpadło na jej plecy, wbijając w nie łokcie, kolana, i wszystko co tylko się da, czemu towarzyszył krzyki 'Rusz się pieprzona świrusko' 'Rzućcie tą szmatę na pożarcie tym stworom' czy też 'Wypierdalaj, zrób miejsce innym!'. Lucille na pewno jest w domu i czeka na mnie! - to była jedyna myśl, która huczała w jej głowie, obijała się o ścianki mózgu i drażniła każdą szarą komórkę. Musiała ją znaleźć. Czuła się jak w transie - jakby wszystko wokół ucichło, a nastał jedynie pisk. Jakby była otumaniona. Nie myśląc, wybiegła z tłumu ludzi i rzuciła się najszybciej, jak potrafiła w stronę swojego domu, co równało się z przebiciem przez Zimnych. Adrenalina szala w jej żyłach i pozwoliła na rozwinięcie olbrzymiej prędkości oraz manewrowanie ciałem w różnoraki sposób, nie pozwalając lodowatym łapom Szwędaczy choćby zahaczyć o jej skórę. I tak przebiegła przez zaporę - w pełnym przerażeniu, walcząc ze swoim borderline, żeby się nie poddać, gryząc się ze swoimi emocjami, w amoku, ale przede wszystkim - bez szwanku. Nie zwolniła - dalej wyciągała nogi w szaleńczym biegu, byleby dostać się do swojego mieszkania, gdzie czekała na nią siostra.
Gdy dotarła do swojego celu, miasto było już całkowicie opuszczone, a jedyne, co przecinało ciszę nocną, był jęk zmarłych powstałych zza grobu i krzyki ocalałych - może bardziej powinnam napisać prawie ocalałych. Wpadła do mieszkania, zadyszana i spocona, blada jak ściana, ale też szczęśliwa widokiem, który zastała - jej siostra. Kiedy Lucille zobaczyła zgrzaną, przemoczoną, ale całą młodszą siostrę, obie dziewczyny wpadły sobie w ramiona, szczęśliwe, że widzą tę drugą. -Uciekamy. Zawyrokowała Luce, po czym złapała swoją jedyną rodzinę za przegub i wybiegła z mieszkania, ruszając w stronę alarmu, omijając zimnych, z nadzieją w sercu.
Do Spectrum wbiegły jako jedne z ostatnich, ale udało im się. Zostały zatrzymane w bezpiecznym miejscu, i to było dla nich obu najważniejsze. Ale czy aby na pewno tak bezpiecznym?
Heather uciekła z 'Oazy i Sanktuarium' po dwóch latach. Nie mogła znieść tego, że to miała być Ziemia Obiecana, a było to prawdziwe piekło. Nie chciała mieć nic wspólnego z ludźmi, którzy posłali jej siostrę dwa metry pod ziemię, wiec nocą wyszła ze swojego pokoju rurami wentylacyjnymi. Przekupiła specjalnymi względami jednego ze strażników, żeby pozwolił jej przejść przez mury na swojej warcie. I właśnie wtedy poczuła się wolna; bez żadnych otumaniaczy ani nic innego. Była ona sama, żyła na własną kieszeń i... bądźmy szczerze, miała przejebane.
Ale jak to się zaczęło dla naszej bohaterki, Heather? Najprawdopodobniej najbardziej pospolicie, jak się tylko dało. Ale przecież zwykłe może być niezwykłym w jednym, prawda? To był ten jeden dzień, bardzo rzadki, kiedy Heather pokłóciła się z Lucille, tak bardzo, że pierwsza dziewczyna wybiegła z domu, zalana łzami, trawiąc w głowie wcześniej usłyszane słowa, które teraz zostały wyparte z pamięci Zimnymi. Co miała zrobić samotna nastolatka, wałęsająca się nocą po ulicach? Odpowiedź jest prosta, nic, więc po prostu usiadła na ławce i pozwoliła łzom znaczyć ścieżkę na jej policzkach, a raniącym słowom ciąć jak brzytwa jej umysł, pozostawiając krwawe rany i uczucie zranienia. I tak siedziała, nie wiadomo ile, ignorując wibracje telefonu, które pojawiały się coraz częściej od ucieczki z domu. Chłód narastał, a emocje opadały, więc Heather w końcu postanowiła wstać i wrócić do swojego mieszkania, co równało się ze stawieniem czoła starszej siostrze. Bynajmniej tak podpowiadała jej ta dobra strona jej osobowości. Zamiast tego, pannica skierowała się w dobrze sobie znaną trasę, którą przebywała niemal każdego dnia, pogrążona w myślach, słuchająca swoich ulubionych piosenek, które wpędzały ją w spokój i stan melancholii. Czym byłoby jednak życie bez adrenaliny? W drodze na cmentarz - bo właśnie to był ten dobrze znany cel - drogę zastąpiło jej ciało. Dokładnie - ciało. Leżące na ziemi, cuchnące i - jęczące. Puls podskoczył, oddech przyspieszył, a dziewczyna, nie zastanawiając się, podeszła do tego czegoś. A może potrzebuje pomocy? Argumentowała, coraz bardziej zbliżając się do truchła na ziemi. Jęk i smród nasilił się, i, o zgrozo, oczom Heather pokazała się cała okazałość Zimnego - rany na ciele, oderwane kończyny, przekrwione, podgnite oczy - a może powinnam powiedzieć oko, gdyś drugie ziało jedną wielką pustką. Jednak krzyk dziewczyny został zagłuszony - w całej okolicy zawył głośny alarm, a megafony na wszelkich słupach zaczęły wydawać komunikaty. 'Wszyscy ludzie niech biegną w stronę skąd dobiega alarm. Tam jest bezpieczne schronienie. Zostawcie wszystko, nie zwracajcie uwagi na nic, po prostu biegnijcie'. W tym samym momencie stały się dwie rzeczy - truchło wstało mozolnie i rzuciło się na dziewczynę z rykiem, gotowe do ataku; z bloków wokół zaczęli wybiegać ludzie, słuchając się głosu z megafonów i biegnąc jak ślepe zwierzęta w stronę namolnego dźwięku. Ludzie tratowali innych, padali ofiarami innych Zimnych, którzy, zwabieni przez hałas, atakowali każdego na swojej drodze. Niewiadomo skąd i jak rozpętało się piekło, w którego środku odnalazła się panna Deinnot. Nie wiele myśląc, nastolatka ruszyła za tłumem ludzi, zgrabnie przeciskając się pomiędzy ludźmi, by nie dać złapać się żadnemu martwemu. Natrętny alarm nie ustępował, sprawiając, że Heather chciała się przekonać, że wszystko było snem, głupią halucynacją, która ją nawiedziła, że zaraz się obudzi i będzie bezpieczna u boku siostry. Lucille! Ciało nastolatki stanęło w miejscu, jakby zatrzymała jej się smycz, przez co wiele osób otumanionych przerażeniem wpadło na jej plecy, wbijając w nie łokcie, kolana, i wszystko co tylko się da, czemu towarzyszył krzyki 'Rusz się pieprzona świrusko' 'Rzućcie tą szmatę na pożarcie tym stworom' czy też 'Wypierdalaj, zrób miejsce innym!'. Lucille na pewno jest w domu i czeka na mnie! - to była jedyna myśl, która huczała w jej głowie, obijała się o ścianki mózgu i drażniła każdą szarą komórkę. Musiała ją znaleźć. Czuła się jak w transie - jakby wszystko wokół ucichło, a nastał jedynie pisk. Jakby była otumaniona. Nie myśląc, wybiegła z tłumu ludzi i rzuciła się najszybciej, jak potrafiła w stronę swojego domu, co równało się z przebiciem przez Zimnych. Adrenalina szala w jej żyłach i pozwoliła na rozwinięcie olbrzymiej prędkości oraz manewrowanie ciałem w różnoraki sposób, nie pozwalając lodowatym łapom Szwędaczy choćby zahaczyć o jej skórę. I tak przebiegła przez zaporę - w pełnym przerażeniu, walcząc ze swoim borderline, żeby się nie poddać, gryząc się ze swoimi emocjami, w amoku, ale przede wszystkim - bez szwanku. Nie zwolniła - dalej wyciągała nogi w szaleńczym biegu, byleby dostać się do swojego mieszkania, gdzie czekała na nią siostra.
Gdy dotarła do swojego celu, miasto było już całkowicie opuszczone, a jedyne, co przecinało ciszę nocną, był jęk zmarłych powstałych zza grobu i krzyki ocalałych - może bardziej powinnam napisać prawie ocalałych. Wpadła do mieszkania, zadyszana i spocona, blada jak ściana, ale też szczęśliwa widokiem, który zastała - jej siostra. Kiedy Lucille zobaczyła zgrzaną, przemoczoną, ale całą młodszą siostrę, obie dziewczyny wpadły sobie w ramiona, szczęśliwe, że widzą tę drugą. -Uciekamy. Zawyrokowała Luce, po czym złapała swoją jedyną rodzinę za przegub i wybiegła z mieszkania, ruszając w stronę alarmu, omijając zimnych, z nadzieją w sercu.
Do Spectrum wbiegły jako jedne z ostatnich, ale udało im się. Zostały zatrzymane w bezpiecznym miejscu, i to było dla nich obu najważniejsze. Ale czy aby na pewno tak bezpiecznym?
Heather uciekła z 'Oazy i Sanktuarium' po dwóch latach. Nie mogła znieść tego, że to miała być Ziemia Obiecana, a było to prawdziwe piekło. Nie chciała mieć nic wspólnego z ludźmi, którzy posłali jej siostrę dwa metry pod ziemię, wiec nocą wyszła ze swojego pokoju rurami wentylacyjnymi. Przekupiła specjalnymi względami jednego ze strażników, żeby pozwolił jej przejść przez mury na swojej warcie. I właśnie wtedy poczuła się wolna; bez żadnych otumaniaczy ani nic innego. Była ona sama, żyła na własną kieszeń i... bądźmy szczerze, miała przejebane.
INNE INFORMACJE:
- Włosy Heather są długie, i rozdwojone w końcówkach; ale nie o to chodzi. Dlaczego długie? Ano dlatego, że obiecała sobie, że zetnie je dopiero jak pójdzie do College'u z racji tego, że jej zmarły rodziciel najbardziej upodobał sobie w córce jej długie włosy. Hebanowe fale również są ulubioną częścią aparycji samej ich posiadaczki. Cóż, świat nie dotrwał do czasu, gdy Heather miała pójść na studia, więc, zgodnie z obietnicą i mimo nalegań członków Spectrum, do którego kiedyś należała, nie ścięła ich i takowego zamiaru nie ma.
- Dziewczyna nie jest w pełni zdrowa psychicznie, choć nie jest to nic dziwnego - kto w dzisiejszych czasach trzymałby się tej przysłowiowej piątej klepki? Heather ma zaburzenie osobowości typu borderline (zdaje sobie z tego w pełni sprawę, nawet doszło do tego, że żartuje sobie z tego zachwiania i nazywa siebie Border Collie). Zaprzestała swojego 'leczania' z dniem rozpoczęcia epidemii. Od tamtego dnia przestałą również brać leki na uspokojenie, które były jej bardzo pomocne, by ogarnąć swoją osobowość; gdy żyła jeszcze w Spectrum faszerowano ją tym całym gównem, które poniekąd hamowało rozwój BPD. Cóż, nie tylko to hamowało - hamowało cały zdrowy rozsądek i wolną wolę, więc nastolatka zmyła się stamtąd prędzej, niż te Szmatławce Rządzące, jak to w zwyczaju nazywała władców Spectrum, powiedzą 'Border Collie, do nogi.'
- Przed epidemią chorowała na bulimię z powodów kompleksów i wyśmiewania przez rówieśników. Przyznaje, była wtedy nieco bardziej 'pulchna' niż reszta dziewcząt w jej wieku, to jest dwunastu lat, ale też nie była na drodze do otyłości. Wtedy zaczęły jej się problemy z odżywianiem, typowe też dla osób cierpiących na zaburzenie osobowości typu borderline; robiła wszystko, by nie zostać samą, więc chciała się upodobnić do swoich koleżanek. Wymuszała wymioty miej więcej przez rok, co doprowadziło ją do skrajnego wychudzenia i utracenia wszelkich sił. Jej ojciec zmusił ją do pójścia do lekarza, i tak kazano jej wmuszać w siebie jedzenie do skutku, gdy nie przestanie wymiotować. Godziny, które przeżywała w katordze, żeby nie zwrócić posiłku, jednak się opłaciły - dziewczyna przerwała to błędne koło i powiedziała bulimii stanowcze nie; mimo wszystko, do tej pory ma napady, gdzie chce zjeść jak najwięcej wszystkiego, po czym wszystko cofnąć. Są to rzadkie chwile słabości, lecz, kto wie, co jej osobowość każe zrobić?
- Jest wcześniakiem, urodziła się półtora miesiąca wcześniej, niż powinna, co też przypłaciła kolejnymi miesiącami w inkubatorze dla wcześniaków. Spędziła tam pierwsze miesiąca swego życia, przypięta pod miliony różnorakich kabelków, które trzymały ją przy życiu, podczas gdy jej rodzicielka walczyła o życie; które, bądź co bądź przerwała. Do czasów przed apokalipsy, dziewczyna chodziła do lekarza, w równych odstępach, co rok, żeby kontrolować, czy wszystko w jej organizmie rozwija się prawidłowo i czy nie doszło do żadnych powikłań tudzież chorób wywołanych przez wcześniactwo.
RODZINA:
- Joshua Andrew Deinott - ojciec oraz mentor w jednym. Wspaniały człowiek, który zawsze stawiał dobro swojej rodziny ponad własne, brał na siebie ból najbliższych i opiekował się wszystkimi wokół z pedancką dokładnością. Miał to szczęście, ze nie musiał martwić się chodzącą Śmiercią; zmarł w wypadku samochodowym tuż przed zarazą, za co obwiniana jest Heather. Dlaczego? Bo to ona poprosiła ojca, żeby jechali przez most; to ona chciała jechać na imprezę z koleżankami. Stary most zawalił się pod ciężkim samochodem, który z trzaskiem wpadł do wody. Joshua dał radę wyswobodzić jedynie swoją córkę z więzów pasów, a sam zakończył swój żywot w rzecznej toni. Heather, mimo, że zamknęła to wydarzenie, czuła się wszystkiemu winna, i to jeszcze bardziej spotęgowało jej BPD.
- Clarissa Elizabeth Deinott - Clarissa Elizabeth to podobno imiona rodzicielki Heather. Dlaczego podobno? Ano właśnie dlatego, że gdy dziewczyna przyszła na świat, swoją drogą, przez cesarskie cięcie, jej matka była w bardzo ciężkim stanie. Zmarła parę miesięcy po narodzinach najmłodszej córki z powodu jakiś komplikacji poporodowych. Heather nie zna swojej matki, jedynie z opowiadań ojca i starszej siostry. Według nich nie było bardziej kochanej i opiekuńczej osoby niż Clarissa Elizabeth Deinott. Za każdym razem, gdy poruszała temat zmarłej matki, w oczach pozostałej rodziny pojawiały się łzy, które później znaczyły swoją drogę przez policzki najbliższych, gdy opowiadali o bezpieczeństwie, które roztaczała wokół siebie ta młoda kobieta.
- Lucille Jacqueline Deinott - starsza siostra Border Collie; dziewczyna najbardziej opiekuńcza i najbardziej bezinteresowna, jaką widział świat. Choć dziewczyny różniły nie całe 5 lat, zachowywały się jak rówieśniczki. Nastolatki były nie rozłączne, choć całkowicie różne pod każdym względem: aparycji, charakteru, czy osobowości. Luce akceptowała swoją siostrę w każdym przypadku, nawet z jej zaburzeniami osobowości. Starsza siostra Heather 'zginęła' rok po rozpoczęciu epidemii; Vinel oczywiście zdaje sobie pełną sprawę z tego, iż jej siostra została po prostu zlikwidowana ze Spectrum dzięki temu, iż zaczęła obwiniać strażnika o naruszenie strefy osobistej jej przyjaciółki.
ZAUROCZENIE: Brak; Panna Deinott nie jest typem osoby, która poszukuje partnera. Jest raczej samotniczką, osobą, która sama świetnie (w jej przekonaniu) daje sobie radę i nie potrzebuje niczyjej pomocy. Nastolatka stara się nie przywiązywać do nikogo, tłumacząc swoje zachowanie tym, że w dzisiejszych czasach ludzie szybko przybywają, ale jeszcze szybciej odchodzą, zmieniając się w bezmózgie stwory, pokarm dla nich lub popełniając samobójstwo.
AUTOR: waytonew
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz