wtorek, 23 lutego 2016

Florence Anne Wels

 
IMIĘ I NAZWISKO: Florence Anne Wels
DATA URODZENIA: 8 V 2022
PŁEĆ: Kobieta
ORIENTACJA: Heteroseksualna
CECHY CHARAKTERU: Od czego by tu zacząć opisując tę tajemniczą, nieco zbuntowaną (ale w sumie, co w tym dziwnego w tych apokaliptycznych czasach?...) dziewczynę? Florence Wels to samowystarczalna osoba o silnym charakterze i wrodzonej zadziorności. Nigdy nie była typem szarej myszki, która siedziała cicho w kącie i bała się powiedzieć, co tak naprawdę myśli. Pani samej siebie – tak się określa i ma, wprost mówiąc, wylane na każdą osobę, która próbuje kwestionować jej zdanie w niegrzeczny i niekulturalny sposób. Nigdy nie pozwalała dmuchać sobie w kaszę – stąpa twardo po ziemi, wie, czego chce i do czego dąży, nie potrzebuje do tego żadnego fałszywego przyjaciela, który tylko czeka, by wykorzystać ją przy pierwszej-lepszej okazji. A nawet, jeśli spróbuje – Florence nie pozostaje dłużna, obmyślając idealny plan zemsty. Taki plan, dzięki któremu jej wróg, albo raczej... ofiara, popamiętałaby ją na długo, albo i na zawsze. Nigdy nie bała się konsekwencji, jakie poniesie. W zasadzie,  to można powiedzieć, że prawie niczego się nie boi. Prawie. Z jednego, konkretnego powodu, a przecież nie ma chyba na świecie człowieka, który nie miałby przed czymś lęku. Owszem, Florence również boi się czegoś. Boi się ponownie zaufać komukolwiek. Skrzywdzona przez swoją matkę, która w obliczu śmierci udowodniła swojej rodzinie, że nie można na niej polegać było wydarzeniem, które zmieniło życie dziewczyny o sto osiemdziesiąt stopni. Resztki złudnych nadziei na to, że jej rodzicielka posiada jednak ludzkie uczucia... prysły w jednej chwili, pozostawiając w sercu Florence jedynie żal i złość. I w sumie, tracąc swoją rodzinę: brata, którego kochała ponad wszystko, a także ojca, mogłoby się zdawać, że nie ma już sensu, by żyć na tym pustkowiu, poruszając się w ciągłym strachu, z bronią w jednej ręce, ze starym, podartym plecakiem w drugiej. Lecz mimo to i dla Florence zabłyszczało jasne światełko w tunelu, jakim jest jej brat Martin, który zaginął podczas ewakuacji. Szanse, że chłopiec przeżył atak zombie były jak jedna na milion. Warto jednak wierzyć, i tak też postępuje Florence, szukając chłopaka nieustannie przez dwa lata. Nadzieja umiera ostatnia i tego dziewczyna stara trzymać się za wszelką cenę. Wierzy, że kiedy już znajdzie chłopaka, będą mogli wspólnie odegrać się na matce, pokazać jej piekło, przez które przechodzili oraz sprawić, by na własnej skórze doświadczyła dosłownie wszystkiego, a nawet więcej. Karma prędzej czy później wróci do tej wywłoki, a jeśli nie – będzie to Florence. No, ale mimo tych wielu z pozoru negatywnych cech, dziewczyna wcale nie jest tak straszna, jakby się mogło zdawać. Dobra, może z bronią w ręku i wzrokiem mówiącym Podejdź, a pożałujesz może wydawać się nieco niesympatyczna. No, i może czasem taka jest, ale tylko, by odstraszyć od siebie wszystkich wścibskich idiotów.
Ma też swoją Piętę Achillesa, która potrafi zmiękczyć nieco jej serce, mimo że Florence nie daje tego po sobie poznać, a mianowicie jej niezwykłą słabość słabość do dzieci – one jedyne wydawały jej się bezbronne i niewinne, o czystych sercach i rozumkach, które niewiele jeszcze o życiu i świecie pojmują. To sprawiało, że były chyba jedynymi istotami, którym mogła (w niewielkim stopniu) zaufać i bezinteresownie pomóc, co niejeden mógłby wykorzystać przeciwko niej. Niejeden wróg, rzecz jasna, bo miała ich dość sporo. Przez dwa lata stała się jeszcze bardziej ,,wzburzona", niż kiedykolwiek wcześniej. Nie trzymała języka za zębami, wdając się tym samym w kłótnie, które niejednokrotnie kończyły się groźbami i wymachiwaniem pięściami. Głównie zdarzało się to w sytuacjach, kiedy była wściekła i nie potrafiła trzymać swojego gniewu na wodzach. Zawsze była typem ,,wybuchowej nastolatki", ale kto by pamiętał te młodzieńcze lata – teraz trochę się opamiętała, ale jej temperament pozostał do dziś, dając się we znaki wielokrotnie. Ale oprócz wrogów ma też swoje azyle w okolicy – tak zwane ,,znajomości" w wielu obozach rozmieszczonych na terenie pozostałego po epidemii pustkowia. I mimo, że jest typem samotnika i wszystko woli robić na własną rękę, to odrobina towarzystwa w starym, zapuszczonym barze raczej nikomu nie zaszkodzi, prawda? Trzeba tylko uważać na ludzi, którzy wydają się dziewczynie momentami jeszcze gorsi niż sami Zimni. Ich niektóre zachowania, bez krzty myślenia sprawiają, że Florence czasem trudno jest odróżnić, kto tak naprawdę pozostał jeszcze przy zdrowych zmysłach, a czyj umysł powoli zaczyna obsiadać grzybem.
I to chyba byłoby na tyle. Lepiej byłoby raczej poznać Florence Wels osobiście i wtedy samemu ocenić, czy jest tak straszna i okrutna, jak niektórzy śmią twierdzić. A nie taki diabeł straszny, jak go malują, mówią. 
APARYCJAWidzisz tę szatynkę o zielonych, przenikliwych oczach? To właśnie Florence Wels, dość wysoka (bo mierząca metr siedemdziesiąt trzy), chuda dziewczyna o zmierzwionych włosach sięgających jej za ramiona. Jej kosmyki mają barwę lekko przyćmionego blondu, przechodzącego w barwę mahoniowego brązu. Spod długich, delikatnych rzęs spoglądają na świat niewielkie, wąskie oczy, a każdego napotkanego człowieka świdrują uważnie sprawiając, że ciało nieznajomego ogarnia nagły niepokój. Szmaragdowe tęczówki wpadające w nasycony odcień błękitu, ozdobione długimi rzęsami oraz gęstymi, ciemniejszymi niż reszta włosów, brwiami dodają jej aż nadto uroku. Ale ona nie lubi swoich oczów – ma je po matce.
Delikatna, alabastrowa, nieco posiniała w niektórych miejscach skóra dziewczyny to efekt licznych bójek i potyczek z Zimnymi. Mogłoby się zdawać, że ta z pozoru wątła, koścista dziewczyna nie jest w stanie skrzywdzić chociażby muchy, a co dopiero wdać się w potyczkę z krwiożerczym zombie, jednak rzeczywistość jest zupełnie inna. Pod ciemnymi, starymi ubraniami, na jej ciele widnieje delikatny, lecz widoczny zarys mięśni spowodowany częstymi ćwiczeniami sprawnościowymi w licznych obozowiskach. Florence bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że z jej posturą i ,,wątłymi rączkami" nie będzie w stanie uratować się przez Zimnym (a co dopiero stadem...), jeśli przyjdzie taka sytuacja, dlatego trenowała uparcie, nadal zresztą trenuje, by wzmocnić swoją siłę i sprawność. 
SPECJALIZACJA: Opanowała do perfekcji posługiwanie się bronią małego kalibru, zawsze nosi przy sobie mały, czarny pistolet i jeszcze nigdy nie zawahała się użyć go w sytuacji zagrażającej jej życiu. Nie pamięta, kiedy ostatnio przytrafiło jej się, by chybić. Kiedy celuje, jest nadzwyczaj spokojna i wyciszona, a całą swoją uwagę skupia na celu, do którego mierzy. Specjalizacji tej sprzyja również jej umiejętność skradania się, którą miała okazję świetnie wypracować, kiedy włamywała się do okolicznych obozowisk w poszukiwaniu żywności i amunicji. 
HISTORIA: Przeszłość to temat, który Florence wolałaby przemilczeć. Wiele niepozamykanych spraw, które nadal siedzą głęboko w jej umyśle i przypominają o swojej egzystencji każdej, niespokojnej dla dziewczyny nocy. Wraz z matką, ojcem oraz młodszym bratem zamieszkiwali niewielki, jednorodzinny domek w centrum miasta. Odkąd Florence pamięta, między rodzicami zawsze dochodziło do różnorakich sporów, czasem Camille i John sami nie wiedzieli nawet, o co się kłócą. Cała ta nieprzyjemna sytuacja odbijała się w negatywnym świetle na młodszym bracie dziewczyny – Martinie, który płakał słysząc odbijające się głucho od ścian krzyki ich rodziców. Ojciec zawsze kończył kłótnie pierwszy. W jednej sekundzie, widząc stojącego w progu zapłakanego syna, przerywał krzyk i po prostu odchodził, zostawiając rozwścieczoną Camille opartą o blat kuchenny. Siadał wtedy na łóżku Martina i mocno tulił go do swej piersi, przepraszając równocześnie za swoje zachowanie. Płakali wtedy razem, a Florence obserwowała to wszystko z boku. wsłuchując się w każde poszczególne słowo wypowiedziane przez John'a. Zawsze powtarzał jej, by była silna – nie tak jak on, by troszczyła się o bliskich i nigdy nie zmieniła się w to samo, czym stała się jej matka. A prawda była taka, że matce nikt nie potrafił przemówić do rozsądku – już od dłuższego czasy wypominała ojcu jego nisko płatną, nic nieznaczącą pracę. Nazywała go darmozjadem, krzyczała, że nic nie robi, a ona musi utrzymywać tę dwójkę nieudaczników, która tylko siedzi w domu, rozpieszczona i wygłodniała. Mowa tutaj oczywiście o Florence i Martinie, o których – powiedzmy szczerze – matka w ogóle się nie troszczyła. Kariera zawodowa – pomyślne badania i nowo skonstruowane wynalazki sprawiły, że Camille zmieniła się z czułej, ciepłej kobiety, o której ojciec opowiadał Florence wielokrotnie, w zimną jędzę, której jedynym priorytetem w  świecie dążącym do zagłady, było objęcie władzy i przyporządkowanie sobie ludności. Udało jej się to. Kiedy niezidentyfikowana zaraza opanowała miasto, władze były już na to przygotowane, jak gdyby wiedzieli już od dawna, że nadchodzi epidemia, która spustoszeje okolicę. Zażądali nagłą ewakuację – każdy miał uciekać i biec wprost do jedynego bezpiecznego miejsca, lecz co najważniejsza – nie oglądać się i nie walczyć z Zimnymi. Każda sekunda ma znaczenie, uciekajcie, zostawcie domy i wszystko, co macie, otrzymacie od nas wszystko, co będzie Wam potrzebne do przetrwania! A ludzie wierzyli władzom na słowo. Uciekali niczym bezbronne, spanikowane zwierzęta, przepychając się, turbując słabszych, byleby tylko pierwszemu dotrzeć do rzekomo bezpiecznego azylu, jakim było dzisiejsze Spectrum. Matka Florence była wtedy w pracy. Ona, Martin i jej ojciec – wedle nakazów również rzucili się do ucieczki, Martin z paniką i strachem wymalowanym na twarzy; Florence – poważna i spokojna, mimo, że w duchu krzyczała jak mała dziewczynka. I pomimo tego, że byli już tak niedaleko autobusu, który zabierał ludzi do miejsca, gdzie każdy będzie mógł odetchnąć z ulgą, pojazd zaczął odjeżdżać, a drzwi zatrzasnęły się, zostawiając kilkadziesiąt ludzi twarzą w twarz z krwiożerczymi Zimnymi, którzy spustoszyli okolicę. Na wszystkich, którzy nie zdążyli, bądź nie zdołali skryć się w bezpiecznym schronie został wydany tylko i wyłącznie jeden wyrok – śmierć. Mutanty nadchodziły liczną gromadą, a jedyne, o czym Florence potrafiła w tym momencie myśleć, to matka, która była teraz w bezpiecznym schronieniu, pozwalając na to, by jej rodzina zginęła. Nie było to dla dziewczyny żadnym zakoszeniem, mogła spodziewać się tego po tej pozbawionej ludzkich uczuć kobiecie, lecz mimo tego jej serce ściskał nieprawdopodobny żal. Szczególnie wtedy, gdy spoglądała na zrozpaczonego Martin'a, który tak naprawdę nie wiedział, co się dzieje. I wtedy przemyślenia nastolatki przerwał jej ojciec, który krzyczał ze wszystkich sił, by razem z chłopcem uciekała jak najdalej przed siebie, nie dając się złapać Zimnym. Florence posłuchała i ruszyła, wkładając w to wszystkie swoje siły. Nie bała się śmieci, ale chciała żyć. Chciała żyć i zaopiekować się jej młodszym bratem, by później, kiedy podrośnie i zrozumie wszystko – zemścić się na wywłoce, której nie nazywała już nigdy więcej swoją... matką. Kiedy jednak zorientowała się, że młodszego brata nie ma u jej boku, przez jej ciało przeszedł niepokojący ją, lodowaty dreszcz, Martin! – krzyknęła rozglądając się dookoła. Ciche powarkiwania Zimnych zbite w jedno tworzyły głośne echo, które odbijało się głucho od skał i gruzów. Jednak znalazł się głos, który przerwał cały ten zgiełk. Był to rozpaczliwy krzyk jej ojca, pełen bólu i cierpienia. Wtedy po twarzy Florence popłynęła niewielka, słona łza, którą dziewczyna pośpiesznie starła z bladego policzka.
INNE INFORMACJE:
  • Gdy Florence była małą dziewczynką, rodzice wielokrotnie mieli z nią mnóstwo problemów. Zawsze wtykała swój nos tam, gdzie nie powinna, nigdy zresztą nie słuchała się za bardzo mamy. ani nawet taty. Wielokrotnie uciekała z domu, najczęściej do lasu nad strumyk, gdzie potrafiła przesiadywać godzinami, w samotności. Jeśli jednak miała spędzać czas w towarzystwie – zawsze byli to koledzy z sąsiedztwa. Dziewczyny w szkole nie lubiły jej ze względu na jej dość... specyficzny charakter, no i nie chciały z Florence zadzierać. Wielokrotnie rodzice byli wzywani do szkoły, lecz zawsze mama wrzeszczała na nią, a tata uśmiechał się tylko ukradkiem. 
  • Kiedy miała osiem lat miała jedną jedyną przyjaciółkę, dziewczyna była w tym samym wieku, co Florence i mieszkała na skraju lasu w niewielkim domku. Florence bardzo ją lubiła, uczyły się wzajemnie wielu pożytecznych rzeczy. Jej mama pracowała w okolicznym szpitalu, dlatego też Violet – bo tak miała na imię, korzystając z wiedzy, którą posiadała jeżdżąc z mamą od czasu do czasu na szpitalne dyżury, nauczyła Flor wielu pożytecznych umiejętności, takich jak tworzenie opatrunków uciskowych, czy też udzielanie pierwszej pomocy. Ich przyjaźń zakończyła się nagle, kiedy Violet nagle zachorowała, czego następstwem była śmierć. 
RODZINA:
  • Camille Amanda Wels – czyli jej matka. Kobieta, która na pierwszym miejscu zawsze stawiała władzę i sprawy zawodowe. A rodzina? Rodzina miała dla niej najmniejsze znaczenie, o ile w ogóle cokolwiek znaczyła. Można było rzec, że ta z pozoru delikatna, spokojna kobieta, która urodziła dwójkę dzieci jest w stanie zrobić dla bliskich wszystko. A tymczasem ona, w obliczu rozprzestrzeniającej się coraz bardziej zarazy, porzuciła męża oraz dzieci, pozostawiając ich na pastwę losu, narażonych na śmierć, a tymczasem sama rzuciła się w wir bezwzględnych rządów Spectrum, stając się jednym z pozbawionych uczuć wynalazców – którzy są w stanie zrobić wszystko, by podporządkować sobie ludność. 
  • John Wels – jej ojciec był totalnym przeciwieństwem matki. Skromny, przeciętnie zarabiający mężczyzna, który nie rzucił się w wir pogoni za sławą i pieniędzmi. To on przez połowę życia Florence opiekował się nią i jej młodszym bratem – Martinem. Dziewczyna kochała go, lecz dwa lata temu ich drogi rozeszły się, a ona sama była świadkiem, jak jej ojciec – w obronie dzieci – pada ofiarą jednego z Zimnych. Teraz jest jednym z nich lub nie żyje – co wydaje się być lepszą alternatywą, niż stąpanie po ziemi jako zombie pozbawione ludzkich uczuć...
  • Martin Wels – jej młodszy o osiem lat brat. Myśl, że zniknął bez śladu nawiedza ją do tej pory. Nieprzerwanie każdej nocy od dwóch lat. Ojciec kazał im uciekać, a więc ona zaczęła biec. A Martin? Kiedy się zatrzymała, nie dostrzegła go obok siebie. Krzyknęła, lecz jedyne, co otrzymała w odpowiedzi, to rozpaczliwy krzyk jej ojca... Nie wie, co stało się z jej młodszym bratem. Wróciła z powrotem do miejsca,  w którym rozstała się z ojcem, lecz jedyne, co napotkała to stado Zimnych, które... rozdzierały na strzępy ciało jej kochanego ojca. A Martin? Usiłowała go odszukać – nadal próbuje, lecz wszystko zdaje się być nieskuteczne... 
ZAUROCZENIE: Brak – nigdy nie zastanawiała się nawet, jak to jest kochać drugą osobę, no, może poza członkami rodziny. Nie ufa nikomu, a od czasu wybuchu epidemii nie spotkała jeszcze na swojej drodze osoby, która miała by dobre zamiary. Miłość? W tych czasach nie ma już dla niej miejsca. 
AUTORrebelle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz